- Witaj, Nell. - uśmiechnął się łobuzersko w moją stronę i podszedł bliżej.
- Tyler... - warknęłam, przypominając sobie, że to on mnie porwał. Miałam się spotkać z Katherine, już pewnie wie, że coś mi się stało. Uśmiechnęłam się po dłuższej chwili.
- Wiesz do samego końca, jesteś urocza - zmrużyłam oczy, zaciekawiona. Podążałam za nim wzrokiem, dopóki nie stanął za mną. Uniosłam dumnie podbródek, nie dając mu się zastraszyć.
- A ty do samego końca jesteś dupkiem - odpyskowałam ze słodkim
uśmieszkiem, po czym odrzuciłam włosy. - Czego chcesz?
- Ciebie - kolejny co mnie chce. Bosko, niech wszyscy zrobią sobie
kolejkę, najlepiej. Przybliżył wargi do mojego ucha i momentalnie poczułam jego
oddech na policzku. - Jesteś taka... przepyszna - powiedział, na co prychnęłam.
Okrążył mnie i przykucnął, tak, że patrzył mi centralnie w oczy. Ostatkiem sił,
powstrzymywałam się, przed zwymiotowaniem. Czułam do niego wstręt, a najgorsze
jest to, że nie wiedziałam co chce zrobić.
- Jesteś obrzydliwy - powiedziałam ze wstrętem, krzywiąc się
jakbym zobaczyła coś okropnego. Prychnął, po czym szybko przybliżył usta do
mojej twarzy, po czym wbił się w moje wargi. Próbowałam się wyszarpać, ale
byłam osłabiona, i nic to nie dało. Oderwał się ode mnie, a ja natychmiastowo
splunęłam mu w twarz. Wytarł buzię i zaśmiał się, jednak widać było, że to co
zrobiłam rozzłościło go jeszcze bardziej.
- Pożałujesz - oświadczył, po czym wyszedł, zamykając z trzaskiem
drzwi. Wzdrygnęłam się
- Zobaczymy - mruknęłam za nim.
*
- Dobrze się czujesz? - zapytał Elijah, przyglądając się
dziewczynie koło niego. Westchnęła.
- Tak, po prostu martwię się o nią - powiedziała i przez chwilę na
prawdę miała się ochotę walnąć. Zabrzmiało to tak... ludzko. Nie chciała wracać
do bycia tą słodką Kateriną, ale coraz częstsze schadzki z Nell, zbliżały ją do
tego. Z jednej strony to dobrze, z drugiej okropnie. Co jeśli jej słabości ją
zniszczą?
- Znajdziemy ją - zapewnił, wchodząc z wampirzycą do lokalu. Od
razu skierowali się do barku i przywołali do siebie barmana. Spojrzał na nich,
po czym spytał co chcą. Pierce spojrzała na niego błagalnie. - Co stało się
dzisiaj rano w barze? - tym razem hipnoza zadziałała i chłopak powiedział im
wszystko dokładnie i ze szczegółami. Kiedy skończył, Katherine poważnie zaniepokojona,
próbowała ukryć swoje emocję, ale nie za bardzo jej się to udawało pod czujnym
okiem Mikaelsona. Wyszli z lokalu. Elijah w skupieniu analizował wszystko
co powiedział chłopak z baru. Skoro ten ktoś zahipnotyzował wszystkich w
środku, musiał być wampirem. Niewykluczone, że przyjaciółka Petrovej, miała z
tym kimś problemy. Zaryzykował się o to zapytać, zaraz kiedy wsiedli do jego
auta i ruszyli pustą ulicą.
- Czy Nell miała ostatnio z kimś... No nie wiem, konfrontację typu
kłótni? - zapytał. Wampirzyca zastanowiła się chwilę, po chwili jakby olśniona,
wytrzeszczyła oczy.
- Lockwood! - krzyknęła, a pierwotny raptownie zahamował. Z
piskiem opon zatrzymując się na poboczu.
- Co? - zapytał zdziwiony, jednak ton głosu jak zawsze miał
spokojny i opanowany. Katherine warknęła coś pod nosem. Jak głupia mogła
zapomnieć o jego durnym wybryku. Na Boga, co za dupek!
- Ten sukinsyn, porwał moją przyjaciółkę - powiedziała bardziej do
siebie, pod nosem niż to osoby, która siedziała zaraz koło niej, przyglądając
jej się badawczo.
- Kto? - zapytał ponownie, cierpliwie.
- Tyler Lockwood - powtórzyła - Pierwsza hybryda jaką stworzył
Klaus, która przeżyła - wyjaśniła, widząc jego minę.
- Więc... Szukamy Tyler'a - oświadczył. - Gdzie on może być?
- Spytajmy jego byłą dziewczynę - uśmiechnęła się przebiegle.
- Spytajmy jego byłą dziewczynę - uśmiechnęła się przebiegle.
*
- Musimy ją znaleźć - oznajmiła twardo, odrzucając do tyłu długie włosy. Zacisnęła zęby i próbowała przybrać obojętny wyraz twarzy, jednak nie udawało jej się to tak jak myślała. Było to trudniejsze niż zwykle. Nie potrafiła się opanować, a co gorsza wiedziała jak to wpływało na jej umysł. Musiała coś wymyślić, nie zostawi jej na pastwę losu. Nie zrobi tego znowu.
- Nic nie możesz zrobić - powiedział dobitnie. Zatrzymała się w miejscu i spojrzała podejrzliwie na partnera. Jego wyraz twarzy był niecodzienny. Nieobecny, cóż nawet ona to widziała. Rozłożyła ręce i puściła wolno. Zwisały swobodnie po obu częściach jej ciała. Wyglądała jakby właśnie coś ją załamało i jakby nie miała zamiaru więcej się kłócić.
- Nie jesteś sobą - oskarżyła podchodząc bliżej o krok. Cofnął się i sprawił, że dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła się zastanawiać o co mu chodzi.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł stanowczo i spojrzał nerwowo na jej twarz, która była wściekła. Za niecałą minutę wszystko się wyda, a on straci głowę. Jedyne co mu pozostawało, to siedzieć cicho. Może mu się poszczęści. Warknęła i w jednej sekundzie znalazła się obok niego. Oczy, do cholery dlaczego oczy z koloru niebieskiego zamieniały się w szary?
- Silas - wyszeptała.
- Nie inaczej - tym razem kolor został na stałe. Nie cofnęła się, ale z całej siły walnęła go w twarz. Nie potrafiła...przestać myśleć, że jest w niebezpieczeństwie. Po za tym co z nią, najważniejsza w tej chwili była Nell, a nie durny czarownik.
- Umarłeś - stwierdziła po chwili, patrząc jak Silas się uśmiecha i pociera ręką policzek w który oberwał. Przekręcił głową.
- Teoretycznie... - podniósł palec - ...tak. Ale żyję i mam się dobrze więc... Gdzie Claudia? - spytał poważnie. Brunetka zaśmiała się szyderczo, po czym nadal nie mogąc się uspokoić odpowiedziała.
- A gdzieś w Europie, a co? - uśmiechnęła się. Pokręcił głową z politowaniem.
- Odpowiedz mi, albo pożegnasz się z życiem.
- Nie wiem - powiedziała zgodnie z prawdą. Widząc jego spojrzenie, dodała - Serio, zniknęła. Sam ją poszukaj - prychnęła.
- Zaczęło ci zależeć - stwierdził, ignorując jej słowa i wyczuwając w jej głosie tą ludzką nutę. Troska, przejmowała nad nią panowanie. Po za tym, widać było w jej oczach, że przejmuje się jej losem.
- Coś ci się pokręciło - warknęła, ucinając temat. Jednak zwycięski uśmiech na jego twarzy pozostał - Słuchaj, albo się stąd wyniesiesz, albo ty pożegnasz się z życiem - pogroziła, i ku jej zdziwieniu zniknął.
*
Kiedy usłyszałam trzask wiedziałam, że wrócił.
- Albo powiesz mi kim jesteś, albo porozmawiamy inaczej - oznajmił ostro podchodząc bliżej okna i chwytając delikatnie sznurek, który jak sądziłam był przywiązany do rolet.
- Jestem wampirem - powiedziałam znudzona i zirytowana zarazem. Westchnął, a mnie zalała fala gorąca kiedy zorientowałam się co ma zamiar zrobić. Szarpnęłam rozpaczliwie więzami, kręcąc głową. - Tyler, Tyler, proszę! - mówiłam, na przemian z próbami wyswobodzenia się - Proszę nie rób tego. - powiedziałam błagalnie, patrząc za siebie. Lockwood wyglądał jakby się przez krótką chwilę zastanawiał, lecz wcale tak nie było. Chciał bym nabrała nadziei. Pociągnął szybkim ruchem sznur, a promienie światła wdarły się do pomieszczenia. Światło padło na mnie, parząc najpierw moją twarz, którą natychmiast odwróciłam i ręce, przywiązane do oparcia krzesła. Czułam jak skóra mi się topi. Wrzasnęłam z bólu, wyginając się na krześle. Ból ustąpił, dopiero kiedy wilkołak znowu zasłonił źródło słońca. Miałam niemiarowy oddech, ale czułam, że rany powoli się goją. Werbena znacznie zwolniła proces gojenia. Tyler spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. Nie ruszałam żadną kończyną wiedząc, że pogorszy to moją sytuację. Spojrzałam na niego nienawistnym wzrokiem.
- Co mówiłaś? - zapytał, przytykając rękę do ucha, jakby niedosłyszał - W każdym razie, mam jeszcze dwa pytania i jeśli na nie, nie odpowiesz - wskazał, po chwili na okno - ...odsłonie roletę. Jednak, jeśli odpowiesz, sprawię, że twój pobyt tutaj, stanie się milszy - popatrzył na mnie, upewniając się, że zrozumiałam o co chodzi. Pokiwałam nieznacznie głową, nie spuszczając go z oczu. Uśmiechnął się pokrzepiająco i oparł się o ścianę.
- Gdzie kołek z białego dębu? - zapytał. Zmarszczyłam brwi. Ostatni powinien być zniszczony, czy możliwe było, że gdzieś ukryty był jeszcze jeden? Pokręciłam głową.
- Ostatni został zniszczony - odpowiedziałam spokojnie. Wywrócił oczami, wzdychając i ruszając wolno palcami, jakby chciał je rozprostować.
- Dobra, następne pytanie - oznajmił zrezygnowany - Czy wiesz kim jest Andrea La Grey? - wraz z wypowiedzeniem tych słów, kazał nabrać mi podejrzeń. Zbieg okoliczności czy to ona jest moją siostrą? Jak na ten dzień, zniosłam to dosyć spokojnie i opanowanie.
- Co mówiłaś? - zapytał, przytykając rękę do ucha, jakby niedosłyszał - W każdym razie, mam jeszcze dwa pytania i jeśli na nie, nie odpowiesz - wskazał, po chwili na okno - ...odsłonie roletę. Jednak, jeśli odpowiesz, sprawię, że twój pobyt tutaj, stanie się milszy - popatrzył na mnie, upewniając się, że zrozumiałam o co chodzi. Pokiwałam nieznacznie głową, nie spuszczając go z oczu. Uśmiechnął się pokrzepiająco i oparł się o ścianę.
- Gdzie kołek z białego dębu? - zapytał. Zmarszczyłam brwi. Ostatni powinien być zniszczony, czy możliwe było, że gdzieś ukryty był jeszcze jeden? Pokręciłam głową.
- Ostatni został zniszczony - odpowiedziałam spokojnie. Wywrócił oczami, wzdychając i ruszając wolno palcami, jakby chciał je rozprostować.
- Dobra, następne pytanie - oznajmił zrezygnowany - Czy wiesz kim jest Andrea La Grey? - wraz z wypowiedzeniem tych słów, kazał nabrać mi podejrzeń. Zbieg okoliczności czy to ona jest moją siostrą? Jak na ten dzień, zniosłam to dosyć spokojnie i opanowanie.
*
- Nie wiem gdzie on jest - oznajmiła ostro w stronę Pierce, po czym kiedy miała zamiar zamknąć jej drzwi przed nosem, została przyciśnięta do ściany.
- Nie mam czasu na twoje sercowe sprawy, blondynko - wysyczała jej w twarz, korzystając z okazji, że Elijah'y tu nie ma - Gdzie Lockwood? - warknęła, przyciskając ją mocniej do twarzy. Caroline próbowała rękoma ją odepchnąć, jednak jej się to nie udawało. Kiedy Katherine usłyszała, że ktoś za jej plecami odchrząka, puściła Forbes i z gracją i spokojem, który widać było tylko na zewnątrz, odeszła od niej, stając przy ubranym jak zwykle w garniturze Mikalesonie. Spojrzał na nią z naganą, na co wzruszyła ramionami. Blondynka podniosła się z ziemi i otrzepała z niewidzialnego kurzu, patrząc ze wściekłością na obie osoby w jej domu. Była zła, że wampirzyca tak sobie po prostu wchodzi do jej mieszkania, jakby było jej.
- Jak już słyszałaś, chcemy wiedzieć gdzie przebywa Tyler - oznajmił, powoli. Caroline założyła ręce pod biustem i uniosła brwi. - Jesteś ostatnią osobą, która się z nim widziała.
- I ostatnią, która chciałaby się z nim widzieć - nie wiedzieć czemu, nadal mu nie odpuściła. W najbliższym czasie nawet nie zamierzała, za bardzo ją zranił. Nie dostała od niego nawet słowa przeprosin, a w jego głosie słychać było tą samą nutę co kiedyś. Zmienił się nie do poznania, ale i to go nie usprawiedliwiło.
- Nie każemy ci się z nim spotykać tylko powiedzieć gdzie jest - warknęła zirytowana. Forbes zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem, po czym wzruszyła ramionami wyraźnie się zastanawiając.
- W Mystic Falls - powiedziała beztrosko, po chwili się śmiejąc, jakby do siebie. Pokręciła z niedowierzaniem głową. - Nie wiem, dlaczego został, ale mieszka w rezydencji Lockwood'ów - mówiła radośnie, a po jej złości nawet śladu nie widać było - Może tam go znajdziecie - mruknęła. Pożegnali się szybko i wyszli z mieszkania Bennett i Forbes, ruszając znowu do samochodu. Czekała ich długa podróż, a jeszcze wiele przed nimi. Przed wyjazdem, Elijah zadzwonił jeszcze do swojego brata, powiadamiając go o tym, że nie będzie go w mieście.
- Musisz coś zabrać? Rzeczy czy coś w tym stylu? - zapytał Pierwotny, jednak Pierce nie te rzeczy chodziły po głowie. Walić ciuchy, trzeba było przejechać do Mystic Falls by uratować Nell i żaden makijaż nie był aż tak ważny jak to.
- Nie, chcę już tylko znaleźć Nell - oznajmiła. Mikaelson był pełen podziwu dla brunetki.
- Nie każemy ci się z nim spotykać tylko powiedzieć gdzie jest - warknęła zirytowana. Forbes zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem, po czym wzruszyła ramionami wyraźnie się zastanawiając.
- W Mystic Falls - powiedziała beztrosko, po chwili się śmiejąc, jakby do siebie. Pokręciła z niedowierzaniem głową. - Nie wiem, dlaczego został, ale mieszka w rezydencji Lockwood'ów - mówiła radośnie, a po jej złości nawet śladu nie widać było - Może tam go znajdziecie - mruknęła. Pożegnali się szybko i wyszli z mieszkania Bennett i Forbes, ruszając znowu do samochodu. Czekała ich długa podróż, a jeszcze wiele przed nimi. Przed wyjazdem, Elijah zadzwonił jeszcze do swojego brata, powiadamiając go o tym, że nie będzie go w mieście.
- Musisz coś zabrać? Rzeczy czy coś w tym stylu? - zapytał Pierwotny, jednak Pierce nie te rzeczy chodziły po głowie. Walić ciuchy, trzeba było przejechać do Mystic Falls by uratować Nell i żaden makijaż nie był aż tak ważny jak to.
- Nie, chcę już tylko znaleźć Nell - oznajmiła. Mikaelson był pełen podziwu dla brunetki.
*
- Po co przyszła Katherine? - zza korytarza wyszła Bonnie z kubkiem gorącej herbaty. Wyglądała jak prześcieradło, a oczy miała leciutko podkrążone. Caroline wzruszyła ramionami, delikatnie uśmiechając się w jej stronę.
- Chciała wiedzieć gdzie przebywa Tyler - odpowiedziała, wzdrygając się teatralnie. Nie musiała owijać w bawełnę, nie było też powodu by ukrywać to co się zdarzyło. Obie były zmęczone kłamstwami. - Dlaczego nie powiesz mi co się stało? - zmieniła sprytnie temat, kiedy mulatka otwierała usta, by coś dopowiedzieć. Westchnęła, upijając łyka napoju.
- Zerwaliśmy ze sobą - powiedziała, patrząc na nią szklanym wzrokiem i odkładając kubek na stół, obok niej.
- Co? - podeszła bliżej i mocno przytuliła przyjaciółkę. Ta spojrzała w lewo i uśmiechnęła się słabo. - Oh, Bonnie, tak mi przykro. Czy ty...? - zapytała.
- Nie. On - skłamała szybko. Wyraz twarzy Care zmienił się. Była wściekła, że Pierwotny zranił Bennett. W duchu podjęła decyzję. Pójdzie do niego, od zaraz, natychmiast.
- Wyjaśnił ci dlaczego? - pytanie po prostu wypłynęło z jej ust, jak woda z kranu. Oderwały się od siebie i Bonnie dziwnie zaniepokojona spojrzała w jej oczy.
- Nie możesz go o nic pytać - powiedziała poważnie, na co blondynka zmrużyła oczy.
- Dlaczego?
- Nie chcę żebyś miała z nim cokolwiek wspólnego - oznajmiła. Niestety, Carolnie musiała dowiedzieć się o co chodzi i skrzyżowała, za plecami palce, oraz obiecała, że nie pójdzie do niego pod żadnym pozorem. Oczywiście, to było kłamstwo...
- Chciała wiedzieć gdzie przebywa Tyler - odpowiedziała, wzdrygając się teatralnie. Nie musiała owijać w bawełnę, nie było też powodu by ukrywać to co się zdarzyło. Obie były zmęczone kłamstwami. - Dlaczego nie powiesz mi co się stało? - zmieniła sprytnie temat, kiedy mulatka otwierała usta, by coś dopowiedzieć. Westchnęła, upijając łyka napoju.
- Zerwaliśmy ze sobą - powiedziała, patrząc na nią szklanym wzrokiem i odkładając kubek na stół, obok niej.
- Co? - podeszła bliżej i mocno przytuliła przyjaciółkę. Ta spojrzała w lewo i uśmiechnęła się słabo. - Oh, Bonnie, tak mi przykro. Czy ty...? - zapytała.
- Nie. On - skłamała szybko. Wyraz twarzy Care zmienił się. Była wściekła, że Pierwotny zranił Bennett. W duchu podjęła decyzję. Pójdzie do niego, od zaraz, natychmiast.
- Wyjaśnił ci dlaczego? - pytanie po prostu wypłynęło z jej ust, jak woda z kranu. Oderwały się od siebie i Bonnie dziwnie zaniepokojona spojrzała w jej oczy.
- Nie możesz go o nic pytać - powiedziała poważnie, na co blondynka zmrużyła oczy.
- Dlaczego?
- Nie chcę żebyś miała z nim cokolwiek wspólnego - oznajmiła. Niestety, Carolnie musiała dowiedzieć się o co chodzi i skrzyżowała, za plecami palce, oraz obiecała, że nie pójdzie do niego pod żadnym pozorem. Oczywiście, to było kłamstwo...
*
Brunetka chwyciła kurtkę, zakładając ją na siebie i wyszła z wampirzą szybkością z pomieszczenia. Musiała ją ratować. I uratuje, wystarczyło tylko skupić się na więzach, widocznych tylko wewnątrz. Zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki. Wzięła kilka wdechów...
Szybko schowała się za krzakami i ostatni raz spojrzała na dom w którym mieszkała, przez kilka lat. Wzięła kilka wdechów i po cichu podeszła do okna pokoju dziecięcego. Przygryzła wargę i wspięła się na parapet, wchodząc do małego pokoiku. Podeszła do białego, bujanego łóżeczka, słysząc płacz dziecinki. Łzy cisnęły jej się na oczy, a na ustach pojawił się smutny uśmiech. Przełknęła ślinę i powoli podniosła dziecko. Spoczywało teraz w jej ramionach, nadal roniąc łezki. Wzięła kilka wdechów, gdyż czuła jak nerwy zaczynają jej puszczać i lekko dygocze. Lekko się kołysząc i trzymając główkę, przytuliła dziewczynkę do piersi. Tak trudno było jej się z nią rozstać, tak bardzo ją kochała, mimo iż miała dopiero kilka miesięcy. Łzy w końcu spłynęły jej po policzkach, zostawiając ogromną mapę bólu. Tuliła dziewczynkę mocno, jakby zaraz miała zniknąć. Nie chciała odchodzić, ale to była konieczność. Nie chciała zostawiać jej samej z tymi potworami, z którymi ona musiała żyć przez tyle lat. Bała się, co jej mogą zrobić, lecz czuła w głębi duszy, że jest tak samo wyjątkowa jak ona sama. Że nie zginie i nie załamie się tak jak ona i nie podda. Nie wybierze łatwiejszej drogi w postaci ucieczki i zostanie, wytrzyma. Serce jej się krajało, kiedy widziała bladą twarzyczkę w blasku pełni księżyca. Mała powoli się uspokajała, tak samo dziewczyna którą ją trzymała. Były tak blisko, a zarazem tak daleko. Nie zależnie jak bardzo kochały się nawzajem, musiały się rozstać, nie było innego wyjścia. Odetchnęła głęboko, ostatni raz rozkoszując się ujmującym zapachem róży i lasu, tak bardzo wyraźnego na dziewczynce. Zacisnęła zęby i ostrożnie ułożyła dziecinkę w łóżeczku, nakrywając szczelnie kołderką z jedwabiu. Pogłaskała ją delikatnie po maleńkim, zaróżowionym policzku, uśmiechając się przez łzy. Spojrzała ostatni raz na nią i jej spokojną twarz anielicy. Była taka urocza i nieświadoma niebezpieczeństwa.
- Żegnaj siostrzyczko - wyszeptała z czułością jaką nie darzyła jeszcze nikogo. Po tych słowach szybko i bezszelestnie zniknęła we mgle.
Otworzyła oczy. Spojrzała na drogę i już wiedziała, gdzie zmierza. Do Mystic Falls.
Szybko schowała się za krzakami i ostatni raz spojrzała na dom w którym mieszkała, przez kilka lat. Wzięła kilka wdechów i po cichu podeszła do okna pokoju dziecięcego. Przygryzła wargę i wspięła się na parapet, wchodząc do małego pokoiku. Podeszła do białego, bujanego łóżeczka, słysząc płacz dziecinki. Łzy cisnęły jej się na oczy, a na ustach pojawił się smutny uśmiech. Przełknęła ślinę i powoli podniosła dziecko. Spoczywało teraz w jej ramionach, nadal roniąc łezki. Wzięła kilka wdechów, gdyż czuła jak nerwy zaczynają jej puszczać i lekko dygocze. Lekko się kołysząc i trzymając główkę, przytuliła dziewczynkę do piersi. Tak trudno było jej się z nią rozstać, tak bardzo ją kochała, mimo iż miała dopiero kilka miesięcy. Łzy w końcu spłynęły jej po policzkach, zostawiając ogromną mapę bólu. Tuliła dziewczynkę mocno, jakby zaraz miała zniknąć. Nie chciała odchodzić, ale to była konieczność. Nie chciała zostawiać jej samej z tymi potworami, z którymi ona musiała żyć przez tyle lat. Bała się, co jej mogą zrobić, lecz czuła w głębi duszy, że jest tak samo wyjątkowa jak ona sama. Że nie zginie i nie załamie się tak jak ona i nie podda. Nie wybierze łatwiejszej drogi w postaci ucieczki i zostanie, wytrzyma. Serce jej się krajało, kiedy widziała bladą twarzyczkę w blasku pełni księżyca. Mała powoli się uspokajała, tak samo dziewczyna którą ją trzymała. Były tak blisko, a zarazem tak daleko. Nie zależnie jak bardzo kochały się nawzajem, musiały się rozstać, nie było innego wyjścia. Odetchnęła głęboko, ostatni raz rozkoszując się ujmującym zapachem róży i lasu, tak bardzo wyraźnego na dziewczynce. Zacisnęła zęby i ostrożnie ułożyła dziecinkę w łóżeczku, nakrywając szczelnie kołderką z jedwabiu. Pogłaskała ją delikatnie po maleńkim, zaróżowionym policzku, uśmiechając się przez łzy. Spojrzała ostatni raz na nią i jej spokojną twarz anielicy. Była taka urocza i nieświadoma niebezpieczeństwa.
- Żegnaj siostrzyczko - wyszeptała z czułością jaką nie darzyła jeszcze nikogo. Po tych słowach szybko i bezszelestnie zniknęła we mgle.
Otworzyła oczy. Spojrzała na drogę i już wiedziała, gdzie zmierza. Do Mystic Falls.
*
- Co? Zatkało cię? - spytał zdziwiony, widząc jak podejrzliwie na niego patrzę. Przełknęłam ślinę, wahając się przed odpowiedzią.
- Nie wiem kim ona jest - burknęłam, starając się zabrzmieć jak najnaturalniej. Na szczęście mi się udało, ale on i tak wyglądał na nieusatysfakcjonowanego. Szybkim ruchem znalazł się przy żaluzji i wpuścił promienie słoneczne do pokoju, za nim nawet mrugnęłam. Wrzasnęłam.
- Kłamiesz - stwierdził, zasłaniając okno. Odetchnęłam, patrząc na niego.
- Mówiłeś, że mam odpowiadać, nie było wzmianki o tym czy odpowiedź ma być prawdziwa - wysapałam. Podszedł do półki i chwycił żelazny nóż. Ukucnął koło mnie, po czym przyłożył ostrze do mojego policzka. Odsunęłam twarz na ile mogłam, nerwowo spoglądając to na niego, to na nóż.
- Widzę, że nie dojdziemy do współpracy - wzruszył ramionami, wzdychając - No cóż... - pociągnął sztyletem po mojej skórze i momentalnie poczułam spływającą krew i ostre pieczenie. Syknęłam, patrząc na niego z wściekłością, ale też widoczną w oczach uległością.
- Ty parszywy... - ucięłam, czując jak uderza mnie w twarz. Natychmiast schyliłam głowę, czując nieopisany ból.
- Chciałaś coś powiedzieć? - spytał, udając wzruszenie, po czym śmiejąc się, wstał. Splunęłam za nim.
- Tak - wysapałam - Idź do piekła - uśmiechnął się pod nosem, po czym znowu odsłonił zasłony.
- Nie wiem kim ona jest - burknęłam, starając się zabrzmieć jak najnaturalniej. Na szczęście mi się udało, ale on i tak wyglądał na nieusatysfakcjonowanego. Szybkim ruchem znalazł się przy żaluzji i wpuścił promienie słoneczne do pokoju, za nim nawet mrugnęłam. Wrzasnęłam.
- Kłamiesz - stwierdził, zasłaniając okno. Odetchnęłam, patrząc na niego.
- Mówiłeś, że mam odpowiadać, nie było wzmianki o tym czy odpowiedź ma być prawdziwa - wysapałam. Podszedł do półki i chwycił żelazny nóż. Ukucnął koło mnie, po czym przyłożył ostrze do mojego policzka. Odsunęłam twarz na ile mogłam, nerwowo spoglądając to na niego, to na nóż.
- Widzę, że nie dojdziemy do współpracy - wzruszył ramionami, wzdychając - No cóż... - pociągnął sztyletem po mojej skórze i momentalnie poczułam spływającą krew i ostre pieczenie. Syknęłam, patrząc na niego z wściekłością, ale też widoczną w oczach uległością.
- Ty parszywy... - ucięłam, czując jak uderza mnie w twarz. Natychmiast schyliłam głowę, czując nieopisany ból.
- Chciałaś coś powiedzieć? - spytał, udając wzruszenie, po czym śmiejąc się, wstał. Splunęłam za nim.
- Tak - wysapałam - Idź do piekła - uśmiechnął się pod nosem, po czym znowu odsłonił zasłony.
*
______________________________________
Rozdział napisany w jeden dzień. Uf, ale mi ulżyło. Nie jest on najwyższych lotów, ale jakoś tak mnie natchnęło więc skorzystałam. Jestem też chora i nie wiem czy w ogól będę wstanie napisać coś więcej, ale postaram się.
Pozdrawiam
Do Napisania J <3
Rozdział świetny. Chyba zacznę czytać od początku. Postaram się nadrobić, jak tylko znajdę troszkę wolnego czasu. :)
OdpowiedzUsuńWeny *.*
http://vampire-and-hunter.blogspot.com/
http://power-in-decline.blogspot.com/