środa, 24 grudnia 2014

Merry Christmas!

Wow, to aż tak zleciało? Nim się obejrzałam był grudzień, a teraz święta i niedługo Sylwester.
Więc, jak tam? Ile prezentów dostaliście? Spełniły się marzenia?
Ja dostałam dwie książki: "Klucz" z serii Krąg i "Nie pozwól mi odejść".  W każdym razie, rozdział zaczęłam dawno pisać, ale nie wiem czy w tym roku się wyrobię. W sumie nawet nie wiem, po co miałabym pisać. Hah, przecież i tak nie mam dla kogo.
Ale mam satysfakcję, że gadam sama do siebie (lub piszę, jak kto woli)
Nim się obejrzałam miałam sześć blogów, a nie jak początkowo jeden.
Zajęłam się grafiką, książkami, serialami i rysowaniem. No i Twitter'em, bo ostatnio się od niego uzależniłam.
No nic, wracam do mojego nudnego życia i życzę Wam wszystkim

WESOŁYCH ŚWIĄT! 

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 16

Zatrzymałyśmy się dokładnie w Nowym Orleanie, ale w nieznanym mi miejscu. W sumie wszystko było tu dla mnie obce. Nie jestem... mieszkańcem tego miasta. Właściwie co mnie tu trzyma? Przecież Bonnie mnie nienawidzi, Marcel chce mnie zabić, Katherine jest narażona na niebezpieczeństwo ze strony moich wrogów. Powinnam zniknąć tak szybko jak potrafię. Bennett się podniesie, tak jak i Pierce. Marcel... Cóż z nim nie powinno być problemu. Z chęcią by się mnie pozbył. Zerknęłam na dziewczynę obok mnie. Z mojej twarzy zniknęły resztki szczęścia, a pojawił się smutek. Nie ograniczony smutek, który tylko ja mogłam odczuwać, bo tylko ja znałam jego przyczynę. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia. Jednak jej zdziwiony głos nie pozwolił mi na to.
- Hej, gdzie idziesz? - zawołała, na co ja spojrzałam na nią z pod łba. Dlaczego mnie zatrzymywała? Może jej na mnie zależało...? Nie. No niemożliwe, skoro mnie zostawiła, nie mogło jej zależeć.
- Do domu. Spakować się - oznajmiłam obojętnie i wyszłam z pojazdu, zatrzaskując drzwiczki. Dziewczyna jak najszybciej zrobiła to samo, po czym zatrzymała mnie wzrokiem.
- Oni naprawdę cię zniszczyli, prawda? - zapytała z przymrużonymi oczami, spoglądając na mnie ze...skruchą? Przecież ja jej nie znałam, dlaczego więc musi drążyć dalej?
- Nie twoja sprawa - syknęłam i zaczęłam iść przed siebie. Zostawiła mnie samą z potworami, miałabym się jej zwierzać? Jak mogła wypytywać mnie o najgorszy w moim życiu okres? Kiedy byłam popychadłem, zabawką, niczym. To wszystko jej wina, jestem pewna.
- Właśnie, że moja - warknęła, zagradzając mi drogę i patrząc na mnie groźnie. Ha! Chce mi grozić? Czy ona nie uważa, że jest to żałosne? Nie mam zamiaru opowiadać jej jakie było moje życie w dosłownym piekle. Mogła przecież przyjść i popatrzeć, nie? Co za różnica dla niej, patrzenie na jedno cierpienie więcej?
- Nie - powiedziałam twardo, na co zmarszczyła brwi - Byłaby twoja, gdybyś tam ze mną była - syknęłam i odeszłam, zostawiając ją samą w swojej złości i rozczarowaniu.

*

- Zamierzasz tak po prostu wyjechać? - spytała z wyrzutem Katherine, kiedy weszła do mojego pokoju i zobaczyła, że zbieram się do pakowania rzeczy. Byłam zła. Na wszystkich po kolei, nawet na moją przyjaciółkę, która przecież chciała dobrze, a ja ją tak traktuję. To było z mojej strony nie poważne. Dziecinne i lekkomyślne. Przecież nie można się wyprowadzić bez zastanowienia. Cóż, ja najwyraźniej mogę. Odwróciłam się raptownie do nonszalancko opierającej się o framugę drzwi Katherine.
- Tak, masz z tym problem? - zapytałam ostro. To była moja stała taktyka. Jeśli ją do siebie zrażę, da mi odejść. Nie było innego wyjścia przynajmniej dla mnie i mojego toku rozumowania.
- Wielki! - podniosła głos i podskoczyła. Zmierzyła mnie swoim sądnym spojrzeniem i pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie chciała mnie zrozumieć, ale ja nie miałam do niej pretensji. 
- Jesteś Katherine Pierce, przełknij to - powiedziałam chytrze na co ona oburzona otworzyła usta i niebezpiecznie blisko mnie podeszła, patrząc wprost na mnie. Nie. Dlaczego ona musiała być taka uparta.
- Próbuje - oznajmiła zimno, w czasie kiedy ja odwróciłam się i zaczęłam pakować od nowa. Ubrania, szkicownik, zdjęcia, nienawidzoną od teraz suknie balową. Wszytko co było pod ręką. 
- Nie możesz mnie zatrzymać - mruknęłam zdenerwowana. 
- I co? Jaki masz plan? - zapytała, próbując na mnie innej taktyki - Zamierzasz wrócić do swojego zmyślonego życia udając, że TO nigdy istniało? 
- Wrócę do dawnego życia w cieniu - oznajmiłam wkładając ostatnie ciuchy.
- Znowu zostawiając Bennett bez słowa pożegnania? - oskarżyła, używając jedynej broni jaka według Kateriny powinna na mnie zadziałać. Zapięłam zamek i chwyciłam za rączkę od torby idąc w stronę drzwi.
- Przekaż jej, że przepraszam - powiedziałam za sobą. Przez chwilę myślałam, że pójdzie za mną, ale nie. Została w miejscu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

*

- Czego tu chcesz? - syknęła niemiło na osobę, która bez jej pozwolenia wtargnęła do jej mieszkania. Ale przecież Katherine Pierce nie potrzebuje zaproszenia, prawda? Nie teraz, nie w tym momencie.
- Przekazać wiadomość - oznajmiła chwytając najbliższą butelkę alkoholu. Na to też nie potrzebowała pozwolenia. Wredna Kath wróciła do gry i nie zamierza spocząć, dopóki nie znajdzie tej przeklętej siostry Nell. A zawsze myślała, że wredne siostry, działające sobie na nerwy, istnieją tylko w telewizji. Jak widać nie i teraz, to właśnie Pierce musi naprawić ten odcinek, by następne były lepsze. Lub zgłosić zażalenie do producenta i scenarzysty. Ciekawe czy jeszcze żyją.
- Jaką? - Bennett założyła ręce pod biustem i spojrzała na brunetkę, która miała coś w oczach... Takiego smutnego, a iskierki zawziętości, jakie zwykle w nich widziała, jakby przygasły. Wtedy coś ją tknęło. Co mogło spowodować taki nagły spadek energii niezwyciężonej Kateriny Petrovej?
Katherine w końcu spojrzała na nią.
- Nell wyjeżdża - powiedziała obojętnie, gestykulując butelką, aż w końcu odważyła się podnieść wzrok znad ziemi. - Kazała cię przeprosić.
- Za co? - spytała łamliwym głosem, z zaszklonymi oczami. Pokręciła energicznie głową, jakby starając się temu zaprzeczyć, ale prawdzie nie da się zaprzeczyć. Nie da się jej uniknąć.
- Wydaje mi się, że za wszystko, ale nie jestem ekspertem - powiedziała, jakby się broniąc. - Wiesz, bolało ją, kiedy na nią patrzyłaś. - oznajmiła i nie wiedzieć czemu, ale podobał jej się widok coraz to bardziej zranionej Bennett.
- Co? Przecież ja...- była zdruzgotana.
- Odnosiła wrażenie, że w twoich oczach jest potworem - mówiła dobitnie, podchodząc powoli do drzwi. Musiała się na kimś wyżyć, sprawić by cierpiał. Uznała, że ból psychiczny jest lepszy od bólu fizycznego, jakim zwykła obdarowywać swoich wrogów.
- Ale, jak nie...
- Prawdopodobnie to twoja wina - wyliczała dalej - Nie miała oparcia i nawet - zaznaczyła - zostawienie cię bez słowa pożegnania, nie jest wystarczającym powodem do nienawidzenia jej, Bon-Bon - udawała przejętą. - Bo ona nadal wierzyła, że może coś dla kogoś znaczy, a tymczasem? Została porzucona, nawet przez ciebie, mała wiedźmo - powiedziała, po czym odwróciła się z butelką bourbonu  i uśmiechnęła do siebie zwycięsko. Nie było jej przykro, czuła się świetnie. Zniknęła, ale to nie pomogło mulatce. W oczach, pojawiły jej się łzy i nawet świadomość, że Katherine mówiła to by było jej przykro, a mogło być zwykłym kłamstwem, nie powstrzymała płaczu, który wydobył jej się z gardła.

*

- Eliajh! I co znowu uciekła? - zapytała złośliwie Rebekah, widząc, że uśmiechnięty na kanapie Pierwotny, czyta książkę. Oczywiście, nadal była na niego zła za to, że tak ją potraktował, jakby była co najmniej dzieckiem bez doświadczenia w życiu. Przynajmniej ona tak to ujęła, kiedy po raz któryś przeglądała ciuchy w garderobie. Mikaelson ku jej zdziwieniu, uniósł tajemniczo kącki ust i spojrzał z uśmiechem na siostrę. Boże z uśmiechem, coś się musiało stać.
- Nie, po prostu odwiozłem ją pod dom, a stało się coś, siostro? - zapytał, powracając do lektury. Bekah chwilę stała w miejscu, z jak to ująć...wyrazem totalnego zdezorientowania.
- Co? - wymsknęło jej się, a brat spojrzał na nią rozbawiony. Rebekah otrząsnęła się, mrugając kilka razy powiekami - To znaczy nie, nic się nie działo - odpowiedziała na jego pytanie, dość zmieszana.
- Dobrze - odparł krotko. Blondynka nie mogła znieść myśli o tym, że czegoś nie wie. Jednak nie była pewna czy chce znać szczegóły całej tej jego "wyprawy" za miasto. Niestety ciekawość przezwyciężyła i postanowiła, że dowie się co skłoniło jej brata do uśmiechania się i bycia rozbawionym. To było w ich życiu naprawdę rzadkie i Rebekah była pewna, że jest to warte zapisania w kalendarzu, a nawet uczynienia z tego dnia narodowego lub wydarzenia historycznego. 
- Gdzie byłeś? - spytała prosto z mostu, chociaż na początku chciała wypróbować pochody. Nawet pomijając fakt, że Elijah nie da się tak łatwo podejść. Prędzej on wykorzysta tą sztuczkę przeciwko tobie, nawet nie zauważysz kiedy. Nawet Klaus ze swoim charakterem i Kol ze znajomością wszystkich gier i zabaw, nie byli wstanie go pobić. 
- Za miastem, przecież ci mówiłem - powiedział spokojnie - Czyżbyś doznała amnezji, siostro? 
Rebekah wzięła głęboki wdech, grunt to bycie spokojnym. Cholera..., jak Elijah to robi? - zapytała się w duchu. Dlaczego bycie tak opanowanym z całej rodziny, wychodzi tylko jemu?
- Ale gdzie dokładnie? - drążyła, przez zaciśnięte zęby. Pamiętaj, spokój i opanowanie, tym wyciągniesz z niego wszystko co chcesz, Bekah. Tym tokiem myślenia, blondynka się kierowała. Elijah przeszedł salwę testów, za każdym razem, kiedy Pierwotna myślała, że jej się udało, jakimś cudem, Elijah wymigiwał się i dowiadywał innych rzeczy. Nie całkiem przydatnych, według Bekhi, która za każdym razem czerwieniła się. Jej sztuczka - jak wcześniej przewidywała - obracała się przeciwko niej. Na każdej próbie, poległa. Zirytowana wstała, ale zatrzymała się widząc, że Klaus wchodzi do salonu. 
- Eliajh, wróciłeś! - przywitał się radośnie, na jego widok. Pierwotny pokiwał mu głową, powoli zamykając książkę - Kim byłeś aż tak zajęty, że nie zadzwonić do własnego brata? - spytał, jakby urażony, przykładając rękę do serca.
- Katherine - odparł krótko, wstając i powoli kierując do wyjścia z salonu. Rebekah z niedowierzaniem patrzyła na obu braci.
- Czym byliście tak zajęci? - spytał, tym razem udając zdziwienie. Nawet nie oczekiwał odpowiedzi, kiedy Mikaelson przechodził koło niego.
- Uprawialiśmy seks - wyznał, robiąc minę i wzruszając ramionami. Niklaus popatrzył jak odchodzi, po czym spojrzał na siostrę, która miała szeroko otwartą buzię.
- Co się stało, Bekah? Wyglądasz jakbyś nie wiadomo co zobaczyła - zaśmiał się, nalewając i upijając trochę trunku z jej szklanki, którą miała postawioną na stole.
- Jak to zrobiłeś!? Próbowałam wyciągnąć to z niego przez cały czas i nic! - powiedziała z niedowierzaniem i oburzeniem.
- Zapytałem - Klaus wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. 

*

Kiedy po raz kolejny usłyszałam tą samą piosenkę z rzędu, coś mnie tknęło. Coś we mnie jakby pękło, a ja za cholerę nie wiedziałam co, chociaż byłam pewna, że to przez moja dumę. Za nic nie chciałam się do siebie przyznać. Że znowu zostawiłam ją bez słowa pożegnania, a mało tego posłużyłam się kimś innym, by wyręczył mnie w powiedzeniu przeprosin. Przełączyłam  na inną stację i napotkałam  piosenkę My Chemical Romance - Famous Last Words... Co za tym idzie? Przekręciłam pokrętło na maksa. Szczęście, że byłam wampirem i nie muszę się martwić o to czy mojej bębenki za chwilę nie pękną. Nie wiedziałam, jednak dlaczego, kiedy i po co zaczęłam w tej chwili płakać. Przecież nikt mnie nie usłyszy, nikt nie powie, że jestem komuś potrzebna, że powinnam zostać w Nowym Orleanie. Na lotnisko powinnam dotrzeć gdzieś za godzinę, później pójdzie z górki. Wszystko ładnie i prosto. Oczywiście pomijając fakt, że zostałam sama, nie powiedziałam, że wyjeżdżam z kraju, mojej niby siostrze. Ogólnie mówiąc zachowałam się lekkomyślnie. No, ale co mnie może powstrzymać? Nic. Kompletnie nic.

*

Katherine usiadła na jednym ze stołków przy barze i zamyśliła się. Co miała teraz zrobić? Czy to dobrze, że czuje się bezużyteczna? Najwyraźniej tak, bo po chwili złapała butelkę bourbonu i upiła trochę, pozwalając by trunek swobodnie spływał jej do gardła. Po chwili dotarło do niej, że coś w ostatnich tygodniach się zmieniło. ONA się zmieniła. Wstała i pokierowała się do wyjścia, po chwili będąc na zewnątrz.
Zmieniła się. 
Była słaba.
Ulegała.
Nie mogła pozwolić sobie na słabości. Po za tym, na samą myśl o widoku łez w oczach Bennett, uśmiechała się. Dlaczego miałaby utrzymywać w sobie uczucia, kiedy one tak piekielnie bolą? Przecież Nell wyjechała, a tylko dla niej włączyła człowieczeństwo. W zasadzie jeszcze nigdy go nie wyłączyła. Po 500 latach ucieczki przed nieśmiertelną hybrydą, przeżyciu porodu dziecka i stracenia go, unikaniu śmierci z rąk wszystkich, którzy ją napotkali, zawodzeniu się na wszystkich, nauczyła się jak kontrolować emocje. Jak je wszystkie skupić w jednym miejscu, by nie niszczyły jej od wewnątrz. Jak nie okazywać ich by nikt nie pomyślał, że potrafi czuć. By uważali ją za zimną, wyrachowaną sukę, która potrafi tylko zabijać i czerpać przyjemność z ludzkiego cierpienia. Tylko to widzieli, a nawet Caroline Forbes, ta która we wszystkich widzi dobro, nie zobaczyła w Katerinie dobra, co jednoznacznie można było zinterpretować. Nie posiadała go. 
Nie zasługiwała, więc na to by czuć cokolwiek. Czyli najlepiej by było gdyby wcale nie miała czegoś takiego jak człowieczeństwo. Zatrzymała się i spojrzała na butelkę, którą miała nadal w ręce. Zacisnęła na niej dłoń, upiła ostatniego łyka i z całej siły rzuciła nią o mur. Butelka roztrzaskała się, a płyn, który w niej pozostał osunął się po ścianie na chodnik. 
Nie zasługujesz na to by czuć...

*

- Więc co zamierzasz teraz zrobić? - zapytała Caroline, idąc nieprzekonana za Kol'em. Szczerze go nienawidziła, ale skoro powiedział, że może pomóc jej z Bonnie, to musiała go jakoś znosić. Sama nie da rady, a po ulicach Nowego Orleanu , lepiej poruszać się z Pierwotnym wampirem. Co jak co, ale tu nie brakuje idiotów. Tylko czekają na kogoś takiego jak Care. 
- Na Bonnie, ktoś rzucił urok - powiedział tylko, na co blondynka zaśmiała się. Przecież Bennett była czarownicą, nie dałaby się tak łatwo. Może Kol był jakoś obeznany w tych sprawach, w końcu miał matkę czarownicę, ale on chyba na prawdę nie znał Bonnie, jeśli tak myślał. 
- Zdajesz sobie sprawę, jak to niedorzecznie brzmi? - spytała ponownie, na co Pierwotny westchnął zirytowany. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale to było jedyne wyjście. Jedyna teoria, która brzmiała jakoś z sensem. 
- Zdaje sobie sprawę z tego, że jesteś irytująca - powiedział z przekąsem, po czym dodał - Nie wiem jak Nick z tobą wytrzymuje. 
Caroline musiała nieźle zacisnąć zęby by nie ulec emocjom i po prostu nie przywalić całej siły Mikaelsonowi. Powstrzymała też dziwną chęć uśmiechnięcia się, gdy Kol wspomniał o Klausie. Ale zaraz! Przecież oni byli wrogami! Ona jest Ewą, a Klaus zakazanym owocem, którego jednak Caroline nie miała zamiaru zjeść. No i perspektywa chodzenia nago, to też jakoś się jej nie uśmiechała. ( chociaż Klaus uznał by to za świetny pomysł. ) 
- Nie wytrzymuje, wiesz? - powiedziała po chwili, na co pokręcił głową - Nie jesteśmy ze sobą, pamiętasz? - zapytała zła na wampira.
- Jeszcze, Caroline. Jeszcze nie jesteście ze sobą, ale to się może zmienić. - powiedział złośliwie, idąc dalej. Blondynka zamknęła oczy, po czym spojrzała na szatyna. 
- Dlaczego to robisz? - zapytała zmieniając temat i widząc jak Pierwotny patrzy gdzie indziej. Forbes zaśmiała się cicho z jego reakcji. 
- Co robię? - udał głupiego. Forbes wyprzedziła go i szła przed nim.
- Pomagasz - wyjaśniła, po czym na niego zerknęła. Spojrzał na nią ze zdezorientowaniem, jakby myślał, że dziewczyna się tylko wygłupia.
- Bo taki mam kaprys - powiedział powoli ważąc słowa, po czym nie patrząc na nią szedł dalej. 

*

- Nie zrobisz tego - powiedziała przekonana, patrząc na szatyna. Ten uśmiechnął się łobuzersko i spojrzał na brunetkę z politowaniem. Teatralnie westchnął.
- Tak uważasz? - brunetka nie patrząc na ziemię, zorientowała się, że Silas wróci do swojej pierwotnej postaci, czyli na powrót wyglądał jak jego sobowtór. Zostawiła swoją siostrę po raz kolejny, znowu unosząc się emocjami i oczekiwała, że nic jej się nie stanie? Że nie jest w niebezpieczeństwie?
- Nell zna legendę o tobie, nie... - nie dokończyła, gdyż zirytowany jej naiwnością Silas, przewał jej ostro.
- Claudia nie zna tej legendy, moja droga - uciął ze złowieszczym uśmieszkiem - Nic nie wie, bo ty nie raczyłaś jej nawet wyjaśnić kim jest - powiedział złośliwie, na domiar złego jeszcze się uśmiechnął. Ale w ten sposób, w jaki doprowadzał ją do obłędu. Ten w którym się zakochała, chociaż wiedziała, że powinno jej już dawno przejść.
- Nienawidzi mnie, myślisz, że tak łatwo jest przemówić do rozumu dziewczynie, która cię nienawidzi? - zapytała w końcu, ale nie mogła powstrzymać się od zadanie tego pytania. To nie była jej wina, że tak się to wszystko potoczyło. Ona nie odpowiadała za grzechy przeszłości.
- Niklausowi się to udaje - powiedział beztrosko, podchodząc do niej i intensywnie się w nią wpatrując. Andrea nie mogła powstrzymać natrętnych wspomnień, które raz za razem przelatywały jej w umyśle.
- On to co innego. Panienka Forbes go kocha, nie nienawidzi - powiedziała i miała zamiar się odwrócić, kiedy jednak jego głos zatrzymał ją w ostatniej chwili.
- Ty też mnie kochasz - powiedział powoli, przechodząc w uwodzicielski szept, który pozostawiał na jej skórze dreszcze podniecenia.
- Ja cię nienawidzę, pamiętasz? - oznajmiła, próbując z całych sił ignorować to, że cieli ich tylko kilka centymetrów. - Ogień, krew, mój krzyk i twoja zdrada... O tym też zapomniałeś? - spytała złośliwie. Na chwilę uśmiech zszedł z jego twarzy, kiedy w następnej chwili znowu ponowił swoje starania. La Grey nie zauważyła nawet, kiedy zaczęła opierać się o ścianę, a jej oddech przyśpieszył, choć próbowała zamaskować to pogardą.
- Łóżko, namiętność, ty i ja... zapomniałaś o tym? - przewiercił ją wzrokiem. Jedną rękę miał opartą na wysokości jej głowy, a drugą zjechał na jej talię.
- To było dawno - wyszeptała, bo wiedziała, że jeśli powiedziałaby to głośniej głos by jej się załamał. Całkowicie zdawała sobie sprawę z tego, że ją wykorzystuje, ale nie mogła nic na to poradzić. Czuła się wobec niego bezsilna i wcale jej się to nie podobało. Zranił ją, a ona i tak nie potrafi z nim walczyć
- Co stoi na przeszkodzie by to powtórzyć? - szepnął jej do ucha. Może uległa, a może była to wina jego uśmiechu. Nie wiedziała, nawet kiedy to się stało, kiedy brutalnie przyparł ją mocniej do ściany i pocałował w usta. Tak dawno nie czuła ich smaku, miękkości. Boże, jak on bosko całuje. Nie zauważyła też, kiedy wylądowali w łóżku. Dziewczyna jęknęła, kiedy szatyn zjechał ustami na jej szyje, po czym na obojczyki, Całował ostro, nie dawał jej dojść do słowa. To on dominował nie ona. Cóż chyba takiego go właśnie zapamiętała. Ulegała mu i nie miała pojęcia co naprawdę knuł. Ale i tak nie mogła się powstrzymać. Jeśli miała go zabić, to chciała go ostatni raz spróbować. Ten ostatni niepowtarzalny raz. Musiała przyznać, że w łóżku pobił nawet Pierwotnego.

*

Dotarłam na lotnisko, ale musiałam zatrzymać się i usiąść. Wszystko przemyśleć od nowa, bo może nie wyglądałam, ale nie lubiłam podejmować pochopnych decyzji. Raz tak zrobiłam i straciłam w wyniku tego przyjaciółkę. To boli, kiedy się kogoś traci. Być może nie powinnam wyjeżdżać, przynajmniej nie z kraju. Nawet nie wiem skąd w mojej głowie narodził się taki pomysł. By wracać od razu do Bułgarii? Chyba lepiej by było wyjechać do jakiegoś nowego, małego miasteczka. Gdzieś gdzie nikt mnie nie zna. Gdzie mogę zacząć znowu od nowa. Wyciągnęłam komórkę i napisałam krótkiego esemesa do Kath. Boże, jak ja ją pożegnałam? Wcisnęłam wyślij i wstałam trzymając w ręce rączkę od torby. Zmierzałam w kierunku bramki, kiedy spostrzegłam, że na lotnisku nikogo nie ma. Ani żywej duszy, serio wszystko nagle opustoszało. Ale przecież pamiętam, że kiedy to wchodziłam były tłumy ludzi. Nie możliwe by nagle wszyscy zniknęli, tak nagle? Nie do pomyślenia, po za tym. Coś tu nie grało, coś było nie tak, tylko jeszcze nie wiedziałam co dokładnie. Odwróciłam głowę i napotkałam na swojej drodze wysokiego mężczyznę. Brunet z uśmiechem.
- Witaj Claudio - uśmiechnął się, ale w jakiś swój obłąkany sposób. Nie. - pomyślałam - Nie znowu... Moje oczy rozszerzyły się, a ja puściłam rączkę walizki, szykując się do zwiania im. Ja im się nie dam po raz kolejny schwytać. Nie mam mowy bym przesiedziała kolejne godziny, dni lub tygodnie, lata w celi. Weźcie się walcie z takim życiem. Ale nie, Nell, przecież nie możesz się wiecznie ukrywać. No, jak? - głosik podświadomości przekształcał złośliwie wypowiedzi Pierce na moją niekorzyść. Wycofałam się nadal wpatrując się w tego świra, po czym odwróciłam się i zaczęłam biec. Skręciłam i wpadłam znowu na niego.
- Nie tym razem, kolego - sapnęłam i chwyciłam w rękę mop, łamiąc go na kolanie i wbijając w brzuch chłopakowi, który nie spodziewając się tego ruchu, upadł na ziemie. Odetchnęłam, ale obracając się napotkałam kolejnego mężczyznę, zarz po nim jeszcze jednego. Błagam nie. Jeden z nich nagle wyskoczył ze strzykawką, a drugi chwycił kołek. Zamierzali mnie zabić czy jak? Pokręciłam przerażona głową, po czym cofnęłam się i znowu zaczęłam biec. Dobiegłam do drzwi, które jak się okazało były zamknięte. Zaczęłam uciekać i po chwili stwierdziłam, że znalazłam się w tym samym miejscu co przedtem. Rozpoznałam to, po walizce na środku pomieszczenia. A raczej wielkiej hali. Kiedy miałam wrażenie, że zniknęli zobaczyłam ich przed sobą. Wstrzyknęli mi coś do żył, przez szyję. Ale za nim zobaczyłam ciemność przed oczami, zobaczyłam jak ci dwaj faceci upadają bez serc na ziemię. Potem była już tylko ciemność i cichu szept tuż przy uchu.

____________________________________

Hej, mamy już 16, więc zabieram się za pisanie następnego. Ach no i chyba nie trudno zgadnąć kto uratował Nell, nie? :D Okej, powiem tak. On się pojawić nie miał, a Claudia miała zostać porwana i przetrzymywana. Nikt by nie wiedział co się z nią dzieje, bo by myśleli, że jest w Bułgarii i tak by się potoczyło. Ale dalej wam nie zdradzę co miało być. Nie ze mną te numery.
Więc jak podoba się? Napiszcie co was zaskoczyło, a co było do przewidzenia, ok?
Pozdrawiam i do napisania J
<3 :*

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 15

Nie pamiętam jak długo byłam nieprzytomna, jednak jak tylko się obudziłam spostrzegłam przed sobą Tyler'a. Boże, pobłogosław go, bo inaczej bądź pewien, że go zabiję. Moja skóra nadal była poparzona, a byłam pewna, że jak tylko ją dotknę, zacznie piec. Cholerna werbena, niech go diabli biorą, albo sama go tam ześlę.
- Nasza księżna się obudziła - kiedy odzyskałam ostrość, stwierdziłam, że odezwał się Lockwood, a nie jak mi się zdawało na początku, ja.
- Księżna cię zabije - syknęłam i z niewiadomych powodów, przestałam się uśmiechać a w głowie usłyszałam coś na wzór głosu. Graj na zwłokę... Zmarszczyłam brwi, ale od razu oprzytomniałam. Pokręciłam głową i zobaczyłam, że chłopak bawi się sztyletem. Przełknęłam cicho ślinę, jednak postanowiłam, że nie poddam się jego wpływowi. Powoli zbliżał się do mnie, a ja korzystając z mojego, jakże pełnego pomysłów w tej chwili umysłu, wykorzystałam jedyną rzecz jaka zapadła mi w pamięć.
- Dlaczego nie jesteś z Caroline? - zapytałam nagle. Hybryda zatrzymał się patrząc na mnie zdziwiony i lekko skrępowany. Zmrużył oczy podejrzliwie, jednak westchnął i ku mojej uciesze, usiadł na ziemi, koło drzwi.
- Czemuż to zawdzięczam tę ciekawość? - przechylił głowę w bok, bacznie obserwując każdy mój ruch.  Uśmiechnęłam się słodko.
- Po prostu jestem bardzo ciekawską osobą - skłamałam. Nigdy nie byłam ciekawska... No może czasami byłam, ale nigdy nie wsadzałam nosa w nie swoje sprawy. Oj, to nie ja byłam od tego
- Zdradziłem ją - wyjaśnił, znowu wstając.
- Dlaczego? - palnęłam bez namysłu, kiedy widziałam, że obchodzi moje krzesło. Phi, moje...Ale to określiłam.
- Chwila słabości z jedną taką - powiedział beztrosko, przykładając nóż do mojego gardła. - Jak myślisz, czy kiedy poderżnę ci gardło, będziesz nadal żyć? - spytał szeptem, a kiedy usłyszałam, że na górze coś się przewróciło, odetchnęłam w środku z ulgą. Zmarszczył czoło, niezadowolony i niechętnie odłożył nóż na stół obok mnie. Wyszedł, a ja... Ja próbowałam dosięgnąć ostrze.


*


Kiedy Elijah i Katherine zatrzymali się, było już kilka sekund przed zachodem słońca. Pierce mimo iż była wampirem była zmęczona. Bardzo zmęczona, tak, że ledwo udawało jej się utrzymać otwarte oczy. Kiedy wysiedli spostrzegła gdzie są, od razu podeszła do Pierwotnego ze złością w oczach.
- Dlaczego się zatrzymujemy? - warknęła, choć wiedziała, że nie powinna. Mikaelson uśmiechnął się jednak nie zwracając na jad w jej głosie. Znał prawdziwą Katherine, więc nie przejmował się jej humorami czy zaczepkami.
- Nie wiem jak ty, ale przydałby nam się odpoczynek, Katerino - oznajmił, wchodząc do hotelu. Dziewczyna zacisnęła zęby, żeby przypadkowo nie wybuchnąć i nie powiedzieć o jedno słowo za dużo. W myślach jak mantrę powtarzała: Piąte: nie zabijaj.
Wparowała do recepcji i zauważyła, że Elijah już idzie w stronę windy. Szybko do niego podbiegła, zaraz po tym drzwi urządzenia zamknęły się. Kiedy tylko, Pierce usłyszała wnerwiająca muzyczkę, odważyła się odezwać.
- Chcę znaleźć Nell - oświadczyła dobitnie, nie patrząc na niego tylko, dziwnie wpatrując się w szarą ścianę, jakby chciała tam kogoś zobaczyć - Nie pomagasz mi w tej chwili - wyrzuciła z siebie. Miała dość, jeśli teraz nie znajdzie Nell ona może umrzeć. Do cholery, dlaczego w ogóle ona go słucha? Co się stało z tą Katherine, która po trupach dążyła do celu?
- Katerino, od kilku godzin widać jak bardzo zmęczona jesteś - oznajmił, wychodząc z windy i idąc korytarzem w prawo. - Jesteś padnięta, a wyczerpana nie pomożesz pannie Pierce - powiedział, wchodząc do pokoju. Katherine wzięła głęboki wdech i zrobiła to co on. W pomieszczeniu jedno wydawało jej się dziwne. Była tylko jedna sypialnia, więc gdzie Elijah będzie spał? Bo oczywiście ona zajmuje łóżko. Za nim Pierwotny się zorientował dziewczyna już leżała na miękkim materacu, z zamkniętymi oczami. Po chwili, ku zdziwieniu wampirzycy, leżał zaraz koło niej. Korciło ją by zapytać dlaczego nie śpi na podłodze bądź kanapie, ale było to nawet jak na nią nie grzeczne, a po za tym... Przecież to Elijah! Na niego nie da się gniewać, przynajmniej ona nie umie tego zrobić. W końcu nie wytrzymała.
- Dlaczego nie śpisz na podłodze? - zapytała niewyraźnie. Mikaelson mimowolnie się zaśmiał, co zdziwiło trochę Katerinę.
- Tu jest wygodniej - stwierdził po chwili rozbawiony. Jak to się dzieje, że przy niej on tracił całą tą swoją powagę?
- W łóżku robi się też inne rzeczy - mruknęła cicho, by ten jej nie usłyszał. Jednak słyszał doskonale.
- Na przykład? - postawił wszystko na jedną kartę. Katherine uśmiechnęła się radośnie.

*


Kiedy Caroline wtargnęła do rezydencji Mikaelsonów, niektórzy porównali by ją na pewno do burzy. Była wściekła. Jak tylko ujrzała najmłodszego z Pierwotnych, wymierzyła mu siarczysty policzek, patrząc przy okazji jak Klaus, śmieje się z nich po kryjomu.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - warknęła na niego, jednak w duchu trochę się uspokoiła, widząc, że Kol jest dość zmieszany. Przez chwilę wpatrywał się w nią, niezrozumiałym wzrokiem, po czym prychnął, upijając jak dotąd niezaczętą whiskey.
- Że niby co? - zapytał, po czym uwalił się na kanapie.
- Powtórzę jeszcze raz. Na razie łagodnie - ostrzegła, kipiąc ze wściekłości - Dlaczego do jasnej cholery jej to zrobiłeś!? - w chwili z wypowiedzeniem tych słów, Klaus zauważył dużą zmianę na twarzy brata. Teraz to dopiero był zdziwiony.
- O co ci chodzi? - spytał w końcu.Nie minęła chwila, a blondynka ponownie go spoliczkowała. Tym razem dużo mocniej niż wcześniej i z wyrazem twarzy, o który nawet Bóg zemsty byłby zazdrosny.
- Zerwałeś z Bonnie! - oskarżyła, przygniatając go do ściany. W sumie Pierwotny nic sobie z tego nie robił, bo w zasadzie Caroline nie może mu nic zrobić. - Dlaczego?! - krzyknęła.
- Tak ci powiedziała? - zdziwił się mimo wszystko. Forbes prychnęła, kręcąc z obrzydzeniem głową. Spojrzała na niego i jakby nie dostrzegła tej nutki prawdy w jego głosie.
- Tak! - warknęła - Gadaj, albo przysięgam... Zginiesz - groźbą dziewczyny się nie przejął. Dlaczego Bennett miałaby okłamywać własną przyjaciółkę?
- To ona zerwała ze mną - oświadczył w końcu, na co Caroline puściła zdezorientowana chłopaka.  Nie wiedzieć czemu uwierzyła mu. Odruchowo spojrzała na hybrydę, która lekko kiwnęła głową, na potwierdzenie jego słów. - Nie powiedziała ci? - spytał.
- Właśnie, że przeciwnie. Powiedziała, że to ty z nią zerwałeś - pokręciła głową - Przepraszam, że cię tak napadłam - wymamrotała, odsuwając się od niego.


*

Tyler wszedł niechętnie na górę, przeklinając się, że nie zostawił tej sprawy. W końcu, kto mógł być w jego mieszkaniu? I po co? Przecież wszyscy którzy go znali wyjechali, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co. Kiedy miał zawrócić i zejść do lochów, odwrócił się słysząc kogoś za sobą. Widok ślicznej brunetki nie tylko go zdziwił, ale i przeraził.
- Witaj idioto - powiedziała przesłodzonym głosem, po czym przestając się uśmiechać, skręciła mu kark. Rozejrzała się zirytowana, po czym przeszła nad jego ciałem.

*

Kiedy Silas przestał w końcu użalać się nad sobą, wrócił na polanę, na której miał się spotkać z dziewczyną. Czerpał satysfakcję z tego, że mógł ją zabić i dowolnie zmanipulować. Mulatka była naiwna sądząc, że ich wszystkich uratuje. W sumie, tak naprawdę zależało mu tylko na zabiciu Claudii, która była dla niego głównym zagrożeniem. Dopiero po tym może zacząć część drugą planu.
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy usłyszał zbliżające się kroki nastolatki. Dziewczyna podeszła do niego i stanęła kilka metrów przed nim.
- Teraz gadaj czego chcesz. - rozkazała władczo, spoglądając na niego z pogardą, której on zdawał się nie dostrzegać. Podszedł do niej o kilka kroków, jednak tym razem czarownica nie ruszyła się o krok. Wiedziała, że tym sposobem chciał ją zastraszyć, ale ona tak łatwo się nie da. O nie! Na to musi sobie poczekać.
- Wielu rzeczy. - odparł z uśmiechem, beztrosko patrząc wprost na nią. - Jednak jednej rzeczy pragnę ponad wszystko. - zaznaczył, wznosząc do góry palec, jakby kazał jej czekać na ciąg dalszy. Jego zachowanie tak mocno zirytowało Bonnie, że prychnęła obrzydzona.
- Do rzeczy - ponagliła, na co on się skrzywił, lecz wykonał polecenie.
- Jesteś niecierpliwa, Bennett - zauważył - Chcę wiedzieć gdzie jest Claudia - oznajmił, ale ona zmarszczyła brwi, teraz zupełnie nie wiedząc o co mu chodzi. Przecież siedziała w domu, albo była gdzieś z Katherine. W ogóle co on od niej chciał?
- Nie wiem - odparła zgodnie z prawdą. Wzruszyła ramionami. - Kazałeś mi zerwać z Kol'em, czego chcesz jeszcze? - zapytała zirytowana. Słońce już zachodziło, a na dworze robiło się coraz to zimniej. Okropne macki mrozu, łuskały gołe ramiona Bennett, wywołując lekkie dreszcze.
- Wiesz, albo... - uśmiechnął się szerzej - nie. - zmrużył oczy, widząc nagle dlaczego nikt nic nie wie. Dlaczego wcześniej na to nie wpadł. Jeśli nawet jej siostra nie wie gdzie jest, ani była przyjaciółka, to jest jedno wyjście, które logicznie to wyjaśniło. Młoda La Grey została porwana. To znaczyłoby, że ktoś go uprzedził.
- Co masz na myśli? - dziewczyna nagle się ożywiła. Silas zaśmiał się szyderczo, kręcąc głową.
- Kochana Nell została porwana, a ty nawet o tym nie wiesz. - naśmiewał się z niej.
- Wcale nie! - zaprzeczyła, bo szczerze nie wiedziała o czym teraz mówił. - Kłamiesz - oskarżyła już spokojniej, biorąc kilka krótkich wdechów. Cały żal po zdradzie przyjaciółki jakoś zniknął, choć nadal dawał się we znaki.
- Nie kłamię, dobrze o tym wiesz, Bennett - oświadczył, będąc przy niej. Chwila nie minęła, a już go nie było.

*

Uniosłam głowę i musiałam zmrużyć powieki, tak bardzo oślepiło mnie światło, które wdarło się do pomieszczenia, wraz z otwarciem drzwi. Schyliłam trochę głowę i podniosłam ją dopiero, kiedy wrota znowu zostały zamknięte. Zmarszczyłam zdziwiona czoło, kiedy zauważyłam, że przede mną stoi jakaś dziewczyna. Miała trochę ciemniejsze ode mnie włosy, ale tak samo niebieskie oczy co ja. Wpatrywała się we mnie, a ja przez chwilę w jej oczach dostrzegłam cień troski. Prychnęłam w myślach. Przecież to niedorzeczne. Nawet jej nie znam, ale mimo to czuję, że jest mi bliska. Coś jak z miłością. Zaczyna się od nieznajomego, ale czujesz, że to właśnie on. Że znasz go całe życie, gdy w rzeczywistości zamieniliście ze sobą kilka zdań.
- Kim jesteś? - zapytałam, ale jakby obawiając się odpowiedzi. Dziewczyna westchnęła, po czym przysuwając się do mnie, zerwała liny z moich nadgarstków. Syknęłam cicho z bólu.
- Andrea - położyła moją rękę na ramieniu i pomogła mi wstać. Oparłam się o nią i razem z nią wyszłam z lochów.
Kiedy dotarłyśmy do jak się okazało samochodu, zorientowałam się kim na serio jest dziewczyna, która była dosyć podobna do mnie. Czy wiesz kim jest Andrea La Grey? - to pytanie krążyło po mojej głowie, długo po tym jak wsiadłam do jej auta. Spojrzałam na nią błagalnie, ale ona jakby czytając mi w myślach wyciągnęła ze schowka torebkę krwi i podała mi ją.
- Pij - rozkazała. Jej głos był kompletnie wyprany z jakichkolwiek emocji, jakby obojętny. Jakbym była nikim, a przypadkową osobą, którą oczywiście była zmuszona ratować. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie, kiedy patrzyłam na jej twarz i spokój jaki od niej emanował, kiedy prowadziła samochód. Wydawała się być taka zimna. W pewnym momencie przypominała mi nawet Elijah'ę.
Kiedy wypiłam całą zawartość wyrzuciłam opakowanie przez otwartą szybę, oparłam głowę o oparcie fotela.
- Jesteś Andreą La Grey - stwierdziłam po chwili. Dziewczyna zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy, aż jej knykcie pobielały. - Jesteś moją siostrą, prawda? - zapytałam niepewnie, spoglądając na nią.
- Możliwe - odparła spokojnie. Wzięłam głęboki wdech i wsadziłam rękę do kieszeni kurtki. Znalazłam w niej zapasową komórkę. Tak, zapasową. Tamta wypadła mi w barze, teraz jest pewnie w posiadaniu Katherine. Włączyłam ja i wykręciłam numer do przyjaciółki. Nawet obecność mojej niby siostry mi nie przeszkadzała.
- Katherine? - zadałam pytanie, kiedy usłyszałam, że ktoś odbiera. Niestety myliłam się i zamiast jej głosu, usłyszałam znajomy, poważny ton.
- Nell? Tu Elijah, gdzie jesteś? - zapytał, ale zaraz potem tylko szum i pisk dziewczyny.
- Gdzie ty do cholery jesteś! - wrzasnęła do słuchawki. Była zła, bardzo. Nie obędzie się bez wymówek i tłumaczeń. Andrea dyskretnie spoglądała na mnie, słysząc każde słowo.
- Szczerze mówiąc... - spojrzałam za okno. - Nie wiem, ale hej! Gdzie ty jesteś? - zapytałam, zdając sobie sprawę z tego, że cały czas myślałam o tym gdzie jestem, a ani razu nie pomyślałam o mojej przyjaciółce. Pewnie, przecież miałam nadzieję, że mnie szuka, ale wnioskując z tego, że przy telefonie był Pierwotny...
- Ja... - zawahała się i rzuciła jedno spojrzenie na chłopaka, przy drzwiach -...szukam cię, razem z Elijah'ą - oznajmiła pośpiesznie. Zaśmiałam się.
- Rozumiem, ale słuchaj - zaczęłam patrząc na kierowcę - Wracaj do Nowego Orleanu, tam na pewno się spotkamy, dobrze?
- Ale Nell... - dziewczyna spojrzała na mnie z zażenowaniem, co umyślnie zignorowałam. Zajęłam się rozmową niż zwracaniem uwagi na kogoś kto wolał udawać, że mnie nie zna.
- Katherine Pierce masz wrócić do Nowego Orleanu! - rozkazałam ze śmiechem, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę, nie dając dojść jej do słowa. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zignorowałam natrętne myśli o tym co szatynka mogła robić z Mikaleson'em.
- No nieźle - skwitowała dziewczyna obok mnie - Nie dość, że zadajesz się tą zdradziecką уличница, to jeszcze masz konszachty z Mikaelsonami - prychnęła.
- Katherine jest moją przyjaciółką - oznajmiłam, nagle nie mając nawet ochoty na poznanie jej, choć w jednym calu - W przeciwieństwie do ciebie przynajmniej mam przyjaciół. - Andrea zaśmiała się.
- Cóż, lepiej nie mieć żadnego  przyjaciela, niż kilku fałszywych - odparła niewzruszona. Pokręciłam głową. Nie miałam ochoty prowadzić dalej tej konwersacji ani chwili dłużej.

*

- Na co się gapicie? - zapytała Bonnie, wchodząc do salonu. Była zmęczona, a może lepiej określić to na stan przed depresyjny. Może na zewnątrz wyglądała całkiem w porządku, jednak wewnątrz była całkowicie w rozsypce. 
- Na ciebie - odparła Caroline, zakładając ręce pod biustem. Bennett udała, że nic nie wie. Bo przecież nie mogła okazać, że jest lekko zdenerwowana. Nie wiedziała o co chodzi, dopiero kiedy ktoś odezwał się, zatrzaskując drzwi. Bon zagryzła wargę, uśmiechając się pod nosem. 
- Dlaczego? - uniosła lekko głowę. Forbes spojrzała na nią trochę współczująco. Wiedziała teraz, że jej przyjaciółka coś ukrywa i na pewno jej nie odpuści. To samo jej eks, bo przecież jak? Jemu nadal na niej zależy, chociaż zawsze udawał, że tak nie jest. 
- Och, nie udawaj głupiej - odezwał się Kol za nią. Bonnie zacisnęła dłonie na torbie, otwierając drzwi do swojego pokoju. Weszła do niego, zostawiając torbę na łóżku i odwracając się z uśmiechem do obecnych.
- Nie udaję - zaprzeczyła swobodnie. Była z siebie dumna, kłamała jak z nut bez zająknięcia się. Pierwotny uniósł brwi do góry, zakładając ręce na klatce. Care jednak wydawała się to kupić. Uwierzyła jej, nic dziwnego - Bonnie kłamała doskonale.- Nie wiem o co wam chodzi - odparła, wzruszając ramionami.
- Skoro... - blondynka zaczęła. Zdawała się nie widzieć w mowie przyjaciółki nic co wskazywałoby na to, że kłamie. Patrzyła centralnie na nich i nie spuściła wzroku nawet na chwilę. Forbes wiedziała, że Bon nigdy nie potrafiła dobrze kłamać. Zresztą jak ona.
- Caroline, przestań - zwrócił się do niej, po czym spojrzał na dziewczynę - Ona kłamie.
- Nie umiem kłamać. Care to potwierdzi - oznajmiła z uśmiechem, nie za bardzo przejmując się słowami chłopaka. Caroline zdziwiła się tonem jej głosu. Faktycznie. Ona nie kłamała, wcale a wcale. Teraz to pojęła.
- Kol - zaczęła niepewnie - Ona nie kłamie - powiedziała do niego, zupełnie nie zwracając uwagi na mulatkę która wyszła z sypialni i zwróciła się do kuchni. Nalała sobie kawy i upiła łyka, siadając na blacie i w drugiej ręce trzymając gazetę.
- Blondie, przecież...
- Kol, ona nie kłamie - oświadczyła dobitnie, co kompletnie zbiło go z tropu. Musiał jej uwierzyć, przecież ona znała ją dłużej od niego. Mimo to on, też coś wiedział. Znał ją na tyle by wiedzieć, że Bennett tak sobie od tak z nim by nie zerwała.
Doskoczył do czarownicy i zmusił ją by na niego spojrzała.
- Czego ode mnie... - nie dokończyła, wlepiając w niego wzrok.
- Ukrywasz coś? - jej źrenice rozszerzyły się. Nie brała werbeny od jakiegoś czasu. Zaraz jak zaczęła spotykać się z wampirem, po przecież skoro ma go przy sobie, dlaczego miałaby się przed nim zabezpieczać?
- Co ty robisz?! - krzyknęła, kiedy spostrzegła co Pierwotny robi jej przyjaciółce.
- Nie - odparła machinalnie. Mikaelson puścił jej podbródek i zwrócił się do drzwi.
- O co chodzi? - zapytała podniesionym głosem blondynka, niemalże zastawiając mu drogę. Wampir spojrzał na nią.
- Nie wiem - odparł - Ale się dowiem - później zniknął.

*

- Gdzie jest Nell? - zapytał Elijah, poprawiając garnitur i krawat. Katherine, która stała odwrócona do niego tyłem, zapięła stanik i szybko nałożyła na siebie bluzkę, zapinając po kolei guziki.
- Nie chciała powiedzieć - oznajmiła, męcząc się z jednym z zapięć - Kazała mi wracać do Nowego Orleanu - prychnęła.
Oczywiście zrobi to, jednak jak tylko ona wróci, nie obędzie się bez krzyków. Kiedy Pierce wreszcie skończyła z bluzką, ubrała na to kurtkę. Chwyciła komórkę i w mgnieniu oka, znalazła się przy drzwiach.
- Posłuchasz jej? - zapytał, podchodząc do niej, na co ona schyliła lekko głowę. Chwyciła klamkę i pokiwała głową.
- Nie mam innego wyjścia, Elijah - westchnęła. Szczerze to z miłą chęcią rzuciłaby wszystko i biegła do Nell, jednak było to niemożliwe. Cokolwiek się wydarzyło i ktokolwiek ją uratował nie chciał jej robić krzywdy. Gdzieś w głębi nawet ona czuła, że to nie ma prawda się stać. Nie mogło. 
- Masz. Zawsze jest inne wyjście - stwierdził spokojnie, otwierając przed nią drzwi i patrząc w skupieniu. Katherine wpatrywała się w niego, ale po sekundzie odwróciła wzrok.
- Jest bezpieczna - powiedziała w końcu, spoglądając na wampira, który ręką zagradzał jej wyjście.
- Skąd możesz to wiedzieć? - spytał. Katherine zacisnęła zęby.
- Nie wiem, dlatego jestem pewna. - oznajmiła - Kiedy coś wiem, zawsze idzie coś źle, Elijah. Na świecie jest coś takiego jak przeczucie, słyszałeś o nim? - zapytała i przeszła przez próg. Nawet nie odwróciła się by na niego spojrzeć. Martwiła się o przyjaciółkę, ale nie mogła działać wbrew jej woli.

____________________________
 TATAM! Rozdział piętnasty napisany, cóż za radość. No... Oglądaliście już nowe TVD i TO! Jeśli nie, nie wiecie co tracicie. Ech, wymyśliłam nowy "ship" :D Kolvina <3 Ale niestety. Kennett nadal góruje u mnie na liście TOP. Hahahaha, ok :)
Pozdrawiam
Julia <3
Ps: Nie mam bladego pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział.

poniedziałek, 13 października 2014

Uwaga!

Nowy rozdział pojawi się za tydzień lub więcej. Ostatnio dobiło mi już do aż pięciu blogów, właśnie z tego powodu dodanie kolejnych notek jest opóźnione. Niestety ciągle mam nowe pomysły na opowiadania i czasem coś napiszę i kończy się na kolejnym blogu. :D No, ale dosyć.
Szczerze chciałam podziękować Nielivce za mój cudny szablon <3

Pozdrawiam i życzę miłych dni
Julia <3 :*

wtorek, 9 września 2014

Rozdział 14

Zmarszczyłam brwi i powoli zaczęłam otwierać oczy. Jednak głowa bolała mnie tak bardzo, że jęknęłam z bólu. Rozejrzałam się i ze wściekłością stwierdziła, że jestem przywiązana do metalowego krzesła. Szarpnęłam sznury, ale zaraz zaprzestałam się wyrywać, czując pieczenie. Były nasączone werbeną. Pomieszczenie w którym się znajdowałam było podobne do celi albo lochu. Drzwi były stare, drewniane i z kratami na górze. Obróciłam głowę. Na górze za mną widać było zasłonięte okno. Zacisnęłam ręce w pięści i spojrzałam odruchowo na swoją dłoń. Wzięłam odruchowo głęboki wdech i zaczęłam nerwowo szarpać więzy. Zabrali mi pierścień z lapis-lazuli. Podniosłam głowę, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju.
- Witaj, Nell. - uśmiechnął się łobuzersko w moją stronę i podszedł bliżej.
- Tyler... - warknęłam, przypominając sobie, że to on mnie porwał. Miałam się spotkać z Katherine, już pewnie wie, że coś mi się stało. Uśmiechnęłam się po dłuższej chwili.
- Wiesz do samego końca, jesteś urocza - zmrużyłam oczy, zaciekawiona. Podążałam za nim wzrokiem, dopóki nie stanął za mną. Uniosłam dumnie podbródek, nie dając mu się zastraszyć.
- A ty do samego końca jesteś dupkiem - odpyskowałam ze słodkim uśmieszkiem, po czym odrzuciłam włosy. - Czego chcesz? 
- Ciebie - kolejny co mnie chce. Bosko, niech wszyscy zrobią sobie kolejkę, najlepiej. Przybliżył wargi do mojego ucha i momentalnie poczułam jego oddech na policzku. - Jesteś taka... przepyszna - powiedział, na co prychnęłam. Okrążył mnie i przykucnął, tak, że patrzył mi centralnie w oczy. Ostatkiem sił, powstrzymywałam się, przed zwymiotowaniem. Czułam do niego wstręt, a najgorsze jest to, że nie wiedziałam co chce zrobić. 
- Jesteś obrzydliwy - powiedziałam ze wstrętem, krzywiąc się jakbym zobaczyła coś okropnego. Prychnął, po czym szybko przybliżył usta do mojej twarzy, po czym wbił się w moje wargi. Próbowałam się wyszarpać, ale byłam osłabiona, i nic to nie dało. Oderwał się ode mnie, a ja natychmiastowo splunęłam mu w twarz. Wytarł buzię i zaśmiał się, jednak widać było, że to co zrobiłam rozzłościło go jeszcze bardziej. 
- Pożałujesz - oświadczył, po czym wyszedł, zamykając z trzaskiem drzwi. Wzdrygnęłam się 
- Zobaczymy - mruknęłam za nim. 

*

- Dobrze się czujesz? - zapytał Elijah, przyglądając się dziewczynie koło niego. Westchnęła. 
- Tak, po prostu martwię się o nią - powiedziała i przez chwilę na prawdę miała się ochotę walnąć. Zabrzmiało to tak... ludzko. Nie chciała wracać do bycia tą słodką Kateriną, ale coraz częstsze schadzki z Nell, zbliżały ją do tego. Z jednej strony to dobrze, z drugiej okropnie. Co jeśli jej słabości ją zniszczą? 
- Znajdziemy ją - zapewnił, wchodząc z wampirzycą do lokalu. Od razu skierowali się do barku i przywołali do siebie barmana. Spojrzał na nich, po czym spytał co chcą. Pierce spojrzała na niego błagalnie. - Co stało się dzisiaj rano w barze? - tym razem hipnoza zadziałała i chłopak powiedział im wszystko dokładnie i ze szczegółami. Kiedy skończył, Katherine poważnie zaniepokojona, próbowała ukryć swoje emocję, ale nie za bardzo jej się to udawało pod czujnym okiem Mikaelsona.  Wyszli z lokalu. Elijah w skupieniu analizował wszystko co powiedział chłopak z baru. Skoro ten ktoś zahipnotyzował  wszystkich w środku, musiał być wampirem. Niewykluczone, że przyjaciółka Petrovej, miała z tym kimś problemy. Zaryzykował się o to zapytać, zaraz kiedy wsiedli do jego auta i ruszyli pustą ulicą. 
- Czy Nell miała ostatnio z kimś... No nie wiem, konfrontację typu kłótni? - zapytał. Wampirzyca zastanowiła się chwilę, po chwili jakby olśniona, wytrzeszczyła oczy.
- Lockwood! - krzyknęła, a pierwotny raptownie zahamował. Z piskiem opon zatrzymując się na poboczu.
- Co? - zapytał zdziwiony, jednak ton głosu jak zawsze miał spokojny i opanowany. Katherine warknęła coś pod nosem. Jak głupia mogła zapomnieć o jego durnym wybryku. Na Boga, co za dupek!
- Ten sukinsyn, porwał moją przyjaciółkę - powiedziała bardziej do siebie, pod nosem niż to osoby, która siedziała zaraz koło niej, przyglądając jej się badawczo. 
- Kto? - zapytał ponownie, cierpliwie.
- Tyler Lockwood - powtórzyła - Pierwsza hybryda jaką stworzył Klaus, która przeżyła - wyjaśniła, widząc jego minę. 
- Więc... Szukamy Tyler'a - oświadczył. - Gdzie on może być?
- Spytajmy jego byłą dziewczynę - uśmiechnęła się przebiegle.

*

- Musimy ją znaleźć - oznajmiła twardo, odrzucając do tyłu długie włosy. Zacisnęła zęby i próbowała przybrać obojętny wyraz twarzy, jednak nie udawało jej się to tak jak myślała. Było to trudniejsze niż zwykle. Nie potrafiła się opanować, a co gorsza wiedziała jak to wpływało na jej umysł. Musiała coś wymyślić, nie  zostawi jej na pastwę losu. Nie zrobi tego znowu. 
- Nic nie możesz zrobić - powiedział dobitnie. Zatrzymała się w miejscu i spojrzała podejrzliwie na partnera. Jego wyraz twarzy był niecodzienny. Nieobecny, cóż nawet ona to widziała. Rozłożyła ręce i puściła wolno. Zwisały swobodnie po obu częściach jej ciała. Wyglądała jakby właśnie coś ją załamało i jakby nie miała zamiaru więcej się kłócić. 
- Nie jesteś sobą - oskarżyła podchodząc bliżej o krok. Cofnął się i sprawił, że dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła się zastanawiać o co mu chodzi.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł stanowczo i spojrzał nerwowo na jej twarz, która była wściekła. Za niecałą minutę wszystko się wyda, a on straci głowę. Jedyne co mu pozostawało, to siedzieć cicho. Może mu się poszczęści. Warknęła i w jednej sekundzie znalazła się obok niego. Oczy, do cholery dlaczego oczy z  koloru niebieskiego zamieniały się w szary?
- Silas - wyszeptała.
- Nie inaczej - tym razem kolor został na stałe. Nie cofnęła się, ale z całej siły walnęła go w twarz. Nie potrafiła...przestać myśleć, że jest w niebezpieczeństwie. Po za tym co z nią, najważniejsza w tej chwili była Nell, a nie durny czarownik.
- Umarłeś - stwierdziła po chwili, patrząc jak Silas się uśmiecha i pociera ręką policzek w który oberwał. Przekręcił głową.
- Teoretycznie... - podniósł palec - ...tak. Ale żyję i mam się dobrze więc... Gdzie Claudia? - spytał poważnie. Brunetka zaśmiała się szyderczo, po czym nadal nie mogąc się uspokoić  odpowiedziała.
- A gdzieś w Europie, a co? - uśmiechnęła się. Pokręcił głową z politowaniem. 
- Odpowiedz mi, albo pożegnasz się z życiem.
- Nie wiem - powiedziała zgodnie z prawdą. Widząc jego spojrzenie, dodała - Serio, zniknęła. Sam ją poszukaj - prychnęła.
- Zaczęło ci zależeć - stwierdził, ignorując jej słowa i wyczuwając w jej głosie tą ludzką nutę. Troska, przejmowała nad nią panowanie. Po za tym, widać było w jej oczach, że przejmuje się jej losem.
- Coś ci się pokręciło - warknęła, ucinając temat. Jednak zwycięski uśmiech na jego twarzy pozostał - Słuchaj, albo się stąd wyniesiesz, albo ty pożegnasz się z życiem - pogroziła, i ku jej zdziwieniu zniknął. 

*

Kiedy usłyszałam trzask wiedziałam, że wrócił. 
- Albo powiesz mi kim jesteś, albo porozmawiamy inaczej - oznajmił ostro podchodząc bliżej okna i chwytając delikatnie sznurek, który jak sądziłam był przywiązany do rolet.
- Jestem wampirem - powiedziałam znudzona i zirytowana zarazem. Westchnął, a mnie zalała fala gorąca kiedy zorientowałam się co ma zamiar zrobić. Szarpnęłam rozpaczliwie więzami, kręcąc głową. - Tyler, Tyler, proszę! - mówiłam, na przemian z próbami wyswobodzenia się - Proszę nie rób tego. - powiedziałam błagalnie, patrząc za siebie. Lockwood wyglądał jakby się przez krótką chwilę zastanawiał, lecz wcale tak nie było. Chciał bym nabrała nadziei. Pociągnął szybkim ruchem sznur, a promienie światła wdarły się do pomieszczenia. Światło padło na mnie, parząc najpierw moją twarz, którą natychmiast odwróciłam i ręce, przywiązane do oparcia krzesła. Czułam jak skóra mi się topi. Wrzasnęłam z bólu, wyginając się na krześle. Ból ustąpił, dopiero kiedy wilkołak znowu zasłonił źródło słońca. Miałam niemiarowy oddech, ale czułam, że rany powoli się goją. Werbena znacznie zwolniła proces gojenia. Tyler spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. Nie ruszałam żadną kończyną wiedząc, że pogorszy to moją sytuację. Spojrzałam na niego nienawistnym wzrokiem.
- Co mówiłaś? - zapytał, przytykając rękę do ucha, jakby niedosłyszał - W każdym razie, mam jeszcze dwa pytania i jeśli na nie, nie odpowiesz - wskazał, po chwili na okno - ...odsłonie roletę. Jednak, jeśli odpowiesz, sprawię, że twój pobyt tutaj, stanie się milszy - popatrzył na mnie, upewniając się, że zrozumiałam o co chodzi. Pokiwałam nieznacznie głową, nie spuszczając go z oczu. Uśmiechnął się pokrzepiająco i oparł się o ścianę.
- Gdzie kołek z białego dębu? - zapytał. Zmarszczyłam brwi. Ostatni powinien być zniszczony, czy możliwe było, że gdzieś ukryty był jeszcze jeden? Pokręciłam głową.
- Ostatni został zniszczony - odpowiedziałam spokojnie. Wywrócił oczami, wzdychając i ruszając wolno palcami, jakby chciał je rozprostować.
- Dobra, następne pytanie - oznajmił zrezygnowany - Czy wiesz kim jest Andrea La Grey? - wraz z wypowiedzeniem tych słów, kazał nabrać mi podejrzeń. Zbieg okoliczności czy to ona jest moją siostrą? Jak na ten dzień, zniosłam to dosyć spokojnie i opanowanie.

*

- Nie wiem gdzie on jest - oznajmiła ostro w stronę Pierce, po czym kiedy miała zamiar zamknąć jej drzwi przed nosem, została przyciśnięta do ściany.
- Nie mam czasu na twoje sercowe sprawy, blondynko - wysyczała jej w twarz, korzystając z okazji, że Elijah'y tu nie ma - Gdzie Lockwood? - warknęła, przyciskając ją mocniej do twarzy. Caroline próbowała rękoma ją odepchnąć, jednak jej się to nie udawało. Kiedy Katherine usłyszała, że ktoś za jej plecami odchrząka, puściła Forbes i z gracją i spokojem, który widać było tylko na zewnątrz, odeszła od niej, stając przy ubranym jak zwykle w garniturze Mikalesonie. Spojrzał na nią z naganą, na co wzruszyła ramionami. Blondynka podniosła się z ziemi i otrzepała z niewidzialnego kurzu, patrząc ze wściekłością na obie osoby w jej domu. Była zła, że wampirzyca tak sobie po prostu wchodzi do jej mieszkania, jakby było jej.
- Jak już słyszałaś, chcemy wiedzieć gdzie przebywa Tyler - oznajmił, powoli. Caroline założyła ręce pod biustem i uniosła brwi. - Jesteś ostatnią osobą, która się z nim widziała.
- I ostatnią, która chciałaby się z nim widzieć - nie wiedzieć czemu, nadal mu nie odpuściła. W najbliższym czasie nawet nie zamierzała, za bardzo ją zranił. Nie dostała od niego nawet słowa przeprosin, a w jego głosie słychać było tą samą nutę co kiedyś. Zmienił się nie do poznania, ale i to go nie usprawiedliwiło.
- Nie każemy ci się z nim spotykać tylko powiedzieć gdzie jest - warknęła zirytowana. Forbes zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem, po czym wzruszyła ramionami wyraźnie się zastanawiając.
- W Mystic Falls - powiedziała beztrosko, po chwili się śmiejąc, jakby do siebie. Pokręciła z niedowierzaniem głową. - Nie wiem, dlaczego został, ale mieszka w rezydencji Lockwood'ów - mówiła radośnie, a po jej złości nawet śladu nie widać było - Może tam go znajdziecie - mruknęła. Pożegnali się szybko i wyszli z mieszkania Bennett i Forbes, ruszając znowu do samochodu. Czekała ich długa podróż, a jeszcze wiele przed nimi. Przed wyjazdem, Elijah zadzwonił jeszcze do swojego brata, powiadamiając go o tym, że nie będzie go w mieście.
- Musisz coś zabrać? Rzeczy czy coś w tym stylu? - zapytał Pierwotny, jednak Pierce nie te rzeczy chodziły po głowie. Walić ciuchy, trzeba było przejechać do Mystic Falls by uratować Nell i żaden makijaż nie był aż tak ważny jak to.
- Nie, chcę już tylko znaleźć Nell - oznajmiła. Mikaelson był pełen podziwu dla brunetki.

*

- Po co przyszła Katherine? - zza korytarza wyszła Bonnie z kubkiem gorącej herbaty. Wyglądała jak prześcieradło, a oczy miała leciutko podkrążone. Caroline wzruszyła ramionami, delikatnie uśmiechając się w jej stronę.
- Chciała wiedzieć gdzie przebywa Tyler - odpowiedziała, wzdrygając się teatralnie. Nie musiała owijać w bawełnę, nie było też powodu by ukrywać to co się zdarzyło. Obie były zmęczone kłamstwami. - Dlaczego nie powiesz mi co się stało? - zmieniła sprytnie temat, kiedy mulatka otwierała usta, by coś dopowiedzieć. Westchnęła, upijając łyka napoju.
- Zerwaliśmy ze sobą - powiedziała, patrząc na nią szklanym wzrokiem i odkładając kubek na stół, obok niej.
- Co? - podeszła bliżej i mocno przytuliła przyjaciółkę. Ta spojrzała w lewo i uśmiechnęła się słabo. - Oh, Bonnie, tak mi przykro. Czy ty...? - zapytała.
- Nie. On - skłamała szybko. Wyraz twarzy Care zmienił się. Była wściekła, że Pierwotny zranił Bennett. W duchu podjęła decyzję. Pójdzie do niego, od zaraz, natychmiast.
- Wyjaśnił ci dlaczego? - pytanie po prostu wypłynęło z jej ust, jak woda z kranu. Oderwały się od siebie i Bonnie dziwnie zaniepokojona spojrzała w jej oczy.
- Nie możesz go o nic pytać - powiedziała poważnie, na co blondynka zmrużyła oczy.
- Dlaczego?
- Nie chcę żebyś miała z nim cokolwiek wspólnego - oznajmiła. Niestety, Carolnie musiała dowiedzieć się o co chodzi i skrzyżowała, za plecami palce, oraz obiecała, że nie pójdzie do niego pod żadnym pozorem. Oczywiście, to było kłamstwo...

*

Brunetka chwyciła kurtkę, zakładając ją na siebie i wyszła z wampirzą szybkością z pomieszczenia. Musiała ją ratować. I uratuje, wystarczyło tylko skupić się na więzach, widocznych tylko wewnątrz. Zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki. Wzięła kilka wdechów...

Szybko schowała się za krzakami i ostatni raz spojrzała na dom w którym mieszkała, przez kilka lat. Wzięła kilka wdechów i po cichu podeszła do okna pokoju dziecięcego. Przygryzła wargę i wspięła się na parapet, wchodząc do małego pokoiku. Podeszła do białego, bujanego łóżeczka, słysząc płacz dziecinki. Łzy cisnęły jej się na oczy, a na ustach pojawił się smutny uśmiech. Przełknęła ślinę i powoli podniosła dziecko. Spoczywało teraz w jej ramionach, nadal roniąc łezki. Wzięła kilka wdechów, gdyż czuła jak nerwy zaczynają jej puszczać i lekko dygocze. Lekko się kołysząc i trzymając główkę, przytuliła dziewczynkę do piersi. Tak trudno było jej się z nią rozstać, tak bardzo ją kochała, mimo iż miała dopiero kilka miesięcy. Łzy w końcu spłynęły jej po policzkach, zostawiając ogromną mapę bólu. Tuliła dziewczynkę mocno, jakby zaraz miała zniknąć. Nie chciała odchodzić, ale to była konieczność. Nie chciała zostawiać jej samej z tymi potworami, z którymi ona musiała żyć przez tyle lat. Bała się, co jej mogą zrobić, lecz czuła w głębi duszy, że jest tak samo wyjątkowa jak ona sama. Że nie zginie i nie załamie się tak jak ona i nie podda. Nie wybierze łatwiejszej drogi w postaci ucieczki i zostanie, wytrzyma. Serce jej się krajało, kiedy widziała bladą twarzyczkę w blasku pełni księżyca. Mała powoli się uspokajała, tak samo dziewczyna którą ją trzymała. Były tak blisko, a zarazem tak daleko. Nie zależnie jak bardzo kochały się nawzajem, musiały się rozstać, nie było innego wyjścia. Odetchnęła głęboko, ostatni raz rozkoszując się ujmującym zapachem róży i lasu, tak bardzo wyraźnego na dziewczynce. Zacisnęła zęby i ostrożnie ułożyła dziecinkę w łóżeczku, nakrywając szczelnie kołderką z jedwabiu. Pogłaskała ją delikatnie po maleńkim, zaróżowionym policzku, uśmiechając się przez łzy. Spojrzała ostatni raz na nią i jej spokojną twarz anielicy. Była taka urocza i nieświadoma niebezpieczeństwa.
- Żegnaj siostrzyczko - wyszeptała z czułością jaką nie darzyła jeszcze nikogo. Po tych słowach szybko i bezszelestnie zniknęła we mgle. 


Otworzyła oczy. Spojrzała na drogę i już wiedziała, gdzie zmierza. Do Mystic Falls.

*

- Co? Zatkało cię? - spytał zdziwiony, widząc jak podejrzliwie na niego patrzę. Przełknęłam ślinę, wahając się przed odpowiedzią.
- Nie wiem kim ona jest - burknęłam, starając się zabrzmieć jak najnaturalniej. Na szczęście mi się udało, ale on i tak wyglądał na nieusatysfakcjonowanego. Szybkim ruchem znalazł się przy żaluzji i wpuścił promienie słoneczne do pokoju, za nim nawet mrugnęłam. Wrzasnęłam.
- Kłamiesz - stwierdził, zasłaniając okno. Odetchnęłam, patrząc na niego.
- Mówiłeś, że mam odpowiadać, nie było wzmianki o tym czy odpowiedź ma być prawdziwa - wysapałam. Podszedł do półki i chwycił żelazny nóż. Ukucnął koło mnie, po czym przyłożył ostrze do mojego policzka. Odsunęłam twarz na ile mogłam, nerwowo spoglądając to na niego, to na nóż.
- Widzę, że nie dojdziemy do współpracy - wzruszył ramionami, wzdychając - No cóż... - pociągnął sztyletem po mojej skórze i momentalnie poczułam spływającą krew i ostre pieczenie. Syknęłam, patrząc na niego z wściekłością, ale też widoczną w oczach uległością.
- Ty parszywy... - ucięłam, czując jak uderza mnie w twarz. Natychmiast schyliłam głowę, czując nieopisany ból.
- Chciałaś coś powiedzieć? - spytał, udając wzruszenie, po czym śmiejąc się, wstał. Splunęłam za nim.
- Tak - wysapałam - Idź do piekła - uśmiechnął się pod nosem, po czym znowu odsłonił zasłony.

*

______________________________________

Rozdział napisany w jeden dzień. Uf, ale mi ulżyło. Nie jest on najwyższych lotów, ale jakoś tak mnie natchnęło więc skorzystałam. Jestem też chora i nie wiem czy w ogól będę wstanie napisać coś więcej, ale postaram się.
Pozdrawiam 
Do Napisania J <3


poniedziałek, 8 września 2014

There you are, little wolf...

O patrzcie, wrzesień. Więc zabrałam się za pisanie, więc nie martwcie się. Taak, nie zamierzam rezygnować z pisania. Mam tylko dwa pytania.
Kto najbardziej przypomina wam Nell? Chodzi o aktorkę, piosenkarkę czy kogo wy tam macie.
I drugie. Mam kontynuować tego bloga? Nie wiem czy ktokolwiek odpowie na te pytania, ale co mi tam. Nie wiem czy mam pisać dalej, (choć i tak bym to robiła) jestem zawalona nauką, ale o dziwo nie jest to największy problem. Mam trzy blogi i nie wiem czy jakiegoś z nich nie zawiesić? Co o tym sądzicie?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Liebster Blog Awards

Z całego mojego serducha, dziękuję za nominację mojej mamie ( najukochańszej, najwspanialszej...) oraz
zapraszam na jej bloga - "Rzeczywistość Boli"

1. Twój ulubiony kolor?
Niebieski i brązowy, czasami czarny.
2. Co cenisz w ludziach?
Szczerość, uczciwość oraz charakter.
3. Czego nie lubisz?
Oh, masy rzeczy. Matematyki, dwulicowych ludzi, fałszywych przyjaciół, przymilających się panienek, bab z masą tapety, gwałcicieli, bandziorów, tych którzy oceniają z góry za nim cokolwiek dowiedzą się o drugiej osobie... Dużo rzeczy i jakbym miała wypisywać wszystkie nie starczyło by mi miejsca :D.
4. Twój sposób na chandrę?
 
Przed chwilą mi to tłumaczyli, wypadło mi z głowy... Zaraz odpowiem.... Ok, nie chcę mi się pytać, ale chyba chodziło o... Aaa, słucham muzyki, czytam i biegam. Czasami próbuję sobie wmówić różne rzeczy, ale najczęściej... Myślę.
5. Ulubione zajęcie?
Pisanie, czytanie, chodzenie do lasu, słuchanie muzyki, zabawa ze zwierzętami, grafika, rysowanie...
6. Jaki powinien być najlepszy przyjaciel?
Szczery do bólu, pomocny, dający siłę, uczciwy... Wart zaufania.
7. Jaki rodzaj książek najchętniej czytasz? 
Fantasy, romanse... Co wpadnie mi w rękę i zaciekawi.
8. Jakie jest Twoje największe marzenie? 
Boję się zaangażować w cokolwiek, więc myślę, że przezwyciężenie tego i nieśmiałości. Na drugim miejscu jest bycie tym kim byłam dawniej.
9. Co Chciałabyś robić w przyszłości?
Chciałabym być policjantką, żołnierzem, aktorką... Ale wiem, że to nie możliwe.
10. Ulubiona marka samochodu?
Jeep to marka? Nie znam się na tym xd
11. Co byś zrobiła Gdybyś wygrała w toto-lotka?
Spełniła marzenia, wyjechała za granice, wydałabym na potrzebujących. Ogółem... zbawiłabym świat :D


Nominuje:


Moje pytania:

1. Kim Chciałabyś być?
2. Osoby według Ciebie warte zaufania, to...?
3. Wymarzone wakacje?
4. Ideał chłopaka?
5. Ulubione imię męskie i żeńskie?
6. Kto jest najważniejszą osoba w Twoim życiu?
7. Gdybyś miała wybrać pomiędzy rodziną a przyjaciółmi, kogo byś uratowała?
8. Kolor odzwierciedlający Twoją duszę i charakter?
9. Co cenisz w zwierzętach? ( jeśli cenisz)
10. Ulubione miejsce?
11. Wspomnienie do którego lubisz wracać?

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 13

- Co się stało? - spytała Kath, która dotarła do mojego domu punktualnie, kiedy podeszłam do drzwi. Spojrzałam na nią przepraszająco.
- Nie chciałam Cię budzić, ale to ważne - wskazałam na butelkę, którą przyniosła Katherine. Westchnęła.
- Nie spałam, Nell - powiedziała, po czym usiadła na moim łóżku. Spojrzała na mnie wyczekująco, a ja od razu wzięłam do ręki kartkę, która znowu mnie zszokowała i podałam brunetce, która od razu ją pochwyciła i przeczytała.
- Słuchaj, musisz z tym iść do kogoś kto zna się na tym języku - stwierdziła, na co ja wywróciłam oczami i usiadłam obok niej.
- Marcel chce mnie zabić, a on ma władzę nad wiedźmami - podniosłam szklankę z ziemi - Bonnie udaje, że mnie nie nienawidzi, ale widzę w jej oczach żal kiedy na mnie patrzy, za to ja nie znam się zupełnie na łacinie.
- Ale za to masz coś czego nie mają Twoi wrogowie - oświadczyła, nalewając whiskey do szklanki. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Co ja mam? - zapytałam.
- Mnie oczywiście! - powiedziała z dumą, dając mi napój, z którego upiłam od razu dwa łyki, spoglądając nie przekonana jak powtarza czynność. Jeśli to znaczy, że mam przewagę to nawet może być. W końcu kto ma więcej sprzymierzeńców od Marcela? Oczywiście, że zmysłowa Pierce! Przecież jej pragną wszyscy, co daje jej duże możliwość. Wtyka, szpieg, pomoc, wiedźma... To wszystko zawsze było z Kath.
- Nie rozumiem - przyznałam jednak, na co dziewczyna prychnęła, po czym również upiła trochę płynu.
- Lubię szantażować ludzi - oznajmiła - Przekonam Bennett, po za tym ostatnio była lekko zgaszona, więc pewnie zerwała z Kol'em, co bardzo mi pomoże.
- Nie będziesz straszyć Bonnie! - zareagowałam natychmiastowo, oburzając się i jakby nie słysząc, że moja dawna przyjaciółka prawdopodobnie zerwała z Pierwotnym.
- Ej, ja tylko powiedziałam, że ją przekonam - powiedziała, pokazując rękami, żebym jej nie biła - Co nie znaczy, że od razu będę ją zastraszać.
- Od razu - mruknęłam - też mi pocieszenie...
- Twoja wiara w moje delikatne strony jest zniewalająco wielka - stwierdziła z sarkazmem, na co pokręciłam głową i znowu upiłam łyka ostrego napoju, który podrażniał jej gardło.

*

Po jakiejś godzinie od wyjścia wampirzycy, w końcu usnęłam, ale najgorsze jest to, że z myślą, ze ktoś tu był. Ktoś kogo nie znałam, był w moim własnym domu, w miejscu dla mnie bardziej intymnym. Aż ciarki przechodziły mnie kiedy pomyślę, że ten intruz dotykał moich rzeczy. Przed zaśnięciem spojrzałam jeszcze na szafę. No tak przecież ostatnio ją rozwaliłam.

*

- Czego chcesz? - zapytała Bonnie, widząc w swoich drzwiach niechcianą osobę, która uśmiechnęłam się zadziornie. Obcisłe jeansy i bluzka, dodawały jej kobiecości i seksapilu. Cudem było to, że nikt się na nią nie rzucił w przypływie pożądania.
- Potrzebuję tłumacza - oznajmiła, nerwowo tupiąc obcasem o ziemię. Zaraz, nerwowo?! - pomyślała Bonnie, przyglądając jej się uważnie.
- Ok, daj to - rozkazała wpuszczając ją. Katherine wyjęła, kartki, które oczywiście musiała ukraść Nell  i podała Bennett. Przyjrzała się pierwszej z nich. Poszukała w myślach co to znaczy i odłożyła ją na stół.
- Mox occurrant soror mea.  Dosłownym tłumaczeniu oznacza: Wkrótce się spotkamy, moja siostro. - oznajmiła Petrovie, która lekko się zdziwiła.
- Jesteś pewna? - zapytała by się upewnić.
- Tak - wzięła wdech i spojrzała jeszcze raz na nią, po czym na drugi papier i podała obydwa brunetce - A Parva Soror, oznacza młodszą siostrę. 
- Ok, dzięki, ja muszę lecieć - rzuciła i zniknęła. 

*

- Czy ja się jasno nie wyraziłam! - wrzasnęłam do brunetki, która niewzruszona stała czekając aż skończę.
- Wyraziłaś - potwierdziła, a ja cudem powstrzymałam się przed uderzeniem jej - Też dlatego jej nie straszyłam, tylko poprosiłam o pomoc.
- Już widzę to Twoje proszenie - mruknęłam cicho wiedząc, że mnie usłyszy. Westchnęła i teatralnie wywróciła oczami.
- Chcesz wiedzieć co to znaczy czy nie? - spytała zniecierpliwiona, spoglądając jak biorę klika wdechów, po czym kiwam głową - Wkrótce się spotkamy, moja siostro i młodsza siostro 
- C-co?! - wykrztusiłam oszołomiona. To musiał być jakiś żart. Jakiś bardzo głupi żart. Przecież ja nie mam siostry, więc dlaczego tam jest tak napisane? Przecież to niemożliwe, ja nic nie wiem o żadnej siostrze!
- Uspokój się , proszę - położyła mi ręce na ramionach, które od razu zepchnęłam.
- Nie, nie, nie! - krzyknęłam, ale zamknęłam oczy i znowu policzyłam do trzech. - To żart. - stwierdziłam, na co Kath energicznie pokręciła głowa, na znak, że zaprzecza.
- Nie  - zaprotestowała - Słuchaj może masz jakąś siostrę o której po prostu nie wiedziałaś - z jej ust brzmiało to tak prosto, ale ja NIE MOGŁAM mieć siostry. Moja matka nie urodziła drugiej córki, nie mogła. Ona była z moim ojcem, a on był...
- Nell, musisz się otrząsnąć - rozkazała - Pomogę Ci. Mam znajomości....
- Nie rozumiesz! - przerwałam jej - Mój ojciec ją zgwałcił, ale tylko ten jeden raz. Nie mieli już więcej stosunków ze sobą.
- Zgwałcił Twoją matkę? - zdziwiła się. Kolejne kłamstwo ujawnione, ale nie tylko. Poznała prawdę.
- Tak, ale...
- Tam jest napisane "młodsza" - zacytowała - Młodsza, Nell, czyli przed Tobą - zamknęłam oczy, za dużo na ten dzień jak dla mnie. Mam siostrę? I o o niej nie wiem? W sumie to bardzo podobne do mojej kochaniutkiej mamusi. Wysłała mnie do psychiatryka, później do domu dziecka, a na koniec sama się wykończyła, nie zostawiając nawet jakiegoś listu, że przeprasza, że żałuje, że nie chciała, że po prostu się bała, nic! Matka roku! 
- Nie chcę nic wiedzieć - oznajmiłam twardo, podnosząc powieki i spoglądając na zdziwioną wampirzycę. 
- Ale.. - chciała zaprotestować, ale prawie natychmiast jej przerwałam. 
- Napisała, że się spotkamy, Katherine - mówiłam powoli oddychając - Nie powiedziała kiedy, ale mam na to czekać, nie dociekać, rozumiesz? 
- Po części - odparła. 
- W ogóle kto mnie rozumie na tym świecie? - spytałam retorycznie - Los mnie nienawidzi i nachlał się tak, że zobacz! Bóg chce mnie się pozbyć, a Diabeł woli mnie unikać - westchnęłam zrezygnowana. - Los, Bóg i Diabeł. 
- Gadasz od rzeczy - stwierdziła, ale ja kontynuowałam.
- Bóg zawarł pakt z Diabłem, zaprzedając mu swoją duszę, byle się mnie pozbyć z tego świata, a Los pomaga im pisząc już w moim scenariuszu epilog. 
- Na oglądałaś się za dużo "Supernatural" 
- Psujesz moją wenę twórczą, wiesz o tym? - spytałam, spokojnie jednak w moim głosie dało się wyczuć lekkie oburzenie. Oni po prostu nie doceniając mojego talentu twórczego!


*

Czy miałaś kiedyś tak, że chciałaś stąd zniknąć, ale coś Cię powstrzymywało? Poczucie winy, sumienie, osoba, zwierzak? Mnie powstrzymują wyrzuty sumienia. Boję się zostawić tych wszystkich tutaj i  którzy czekają na kolejną porcję leków. Tych którzy każdego dnia postrzegani są jako chorych psychicznie. Tych którym nie wierzy zupełnie nikt. Zastanawiałam się, czy aby na pewno to ich wina? Kiedy pomyślę dłużej, dochodzę do wniosku, że to przez ich najbliższych. Tych, którzy postrzegają siebie jako ideały i wolą nie nieść kolejnego brzemienia na ramieniu, ale czy wiedzą co teraz przechodzą Ci których tutaj zostawili? Nikt nie chce brać ich na poważnie. Bo przecież czym oni są dla świata? Właśnie, niczym. Są nieistotną częścią wszechświata, który doprowadził ich do kolejnej klęski, nie dając nadziei na ponowne powstanie i zwycięstwo. Znam tu wszystkich, ale tylko kilkoro na prawdę. Z uwagą wysłuchiwałam co mają do powiedzenia i nie wierzyłam w ich akta. W akta, które tak na serio były stekiem bzdur. Meredith jest uważana za psycholkę, bo wierzy, że jest medium. Ja wolę nazywać ja Banshee. Brian ma w aktach napady gniewu, ale to nie prawda. Jest spokojny i potrafi panować nad gniewem, ba! On go nie posiada! Diana uważa, że potrafi przewidywać przyszłość, jednak miała kilka błędnych wizji. Nigdy jednak nie pomyliła się co do tego kim jest i kim jestem ja i inni. Ona jest medium, ale przecież coś takiego nie istnieje! Tak uważają lekarze. Danise osądzono o zamordowanie rodziny. Kłamstwo! Prawda jest taka, że jej własny przyjaciel to zrobił! Po za tym, czy dziesięciolatka jest w stanie zadźgać własnych rodziców i siostrę? Oczywiście, że nie! Totalna porażka, przecież to oszustwo, ale ich to nie obchodzi. Kolejna wariatka i tyle, nic specjalnego. Nate jako jedyny trafił tu przez przemoc domową. Nie potrafił się pozbierać, zawalał naukę a pedagog zauważyła na jego ciele siniaki. Szpital Psychiatryczny był dla niego wybawieniem od tego piekła. My rozumiemy się bez słów. Ja także jestem ofiarą. Byłam bita przez lata i nikt tego nie zauważył. Nikt nie zwracał uwagi. W aktach mam jednak, wpisane coś innego. "Zabójstwo". Czy mała dziewczynka może zabić? Czy dziewczynka, która mimo wszystko bała się otworzyć oczy i patrzeć na tyrana, była bita i nadal kochała mamę, mogła zabić ojca? Czy zrobić mogła to z własnej woli? Jej tata chciał ją zakatować, a ona tylko się broniła. Nie chciała by bolało, nie chciała. Czy to ją usprawiedliwia? Czy gniew jaki poczuła był uzasadniony? To nie leków potrzebowała, nie nadzorów 24 godziny na dobę, nie rozmów z psychologiem, zamykania w izolatce czy zastrzyków. Ona potrzebowała miłości. Kogoś kto codziennie mówił by jej, że ją kocha, bezpiecznego domu... JA tego potrzebowałam. Ale przecież łatwiej uznać Cię za chorą psychicznie i pogrążyć głębiej. Przecież dno jest już tak blisko, po co czekać, aż ktoś Cię wyciągnie? Piekło przeżyłam, a Niebo poczeka. Musi...

Oderwałam wzrok od kartki. Mój dziennik, w którym zapisywałam odczucia i utrwaliłam prawdę. Prawdę o ludziach, którzy zostali sami. Byli ciężarem, dla tego ja ich rozumiałam. Zwłaszcza Brian'a. Na wspomnienie o nim uśmiech błąkał mi się na twarzy. Wyszłam z tego piekła, ale on musiał zostać tam jeszcze rok.
Zastanawiałam się tylko dlaczego uważałam Meredith za Banshee. Przecież... A no tak! Ja miałam książki, książki z mitologią. Banshee zwiastowały śmierć swoim krzykiem, to jedno co zdołałam zapamiętać. 


*

- Opowiedz mi o Damonie - poprosiłam Kath, na co ta zachłysnęła się swoją kawą z krwią, patrząc na mnie jak na wariatkę. W sumie prawie nią jestem.
- Ty tak na poważnie? - zapytała unosząc brwi do góry. Boże, czy to, że chcę poznać bliżej kolegę jest złe? Bo faktycznie chcąc dowiedzieć się czegoś o starszym Salvatore, już zaliczam się do tych które chcą go przelecieć. 
- Nie, wiesz - odparłam ironicznie - Specjalnie, każe Ci się kawą dławić - spojrzała na mnie obrażona, ale westchnęła.
- Damon Salvatore, niegdyś zakochany we mnie jak idiota, teraz... - zastanowiła się - w sumie teraz też jest idiotą. - dałam jej kuksańca, na co ta się zaśmiała.
- Zabił swojego ojca, próbował nieraz wybić połowę populacji ziemi - zacięła się widząc, że się uśmiecham.
- Zabił ojca? - upewniłam się.
- Razem ze Stefanem, ale raczej to ten drugi bardziej przyczynił się do jego śmierci - wyjaśniła pokrótce, widząc, że trochę mi mina zrzedła, ale nadal byłam na swój sposób szczęśliwa, słysząc, że nie tylko ja zabiłam swojego tatuśka.
- Zakochałaś się w nim czy jak? - spytała na co ja wybałuszyłam oczy i od razu zaprzeczyłam - Twoja strata. Jest świetny w łóżku.
Zmierzyłam ją nienawistnym spojrzeniem, mrużąc groźnie oczy. 
- Wiesz, kiedyś nie wytrzymam i Cię zabiję.
- Powodzenia - powiedziała złośliwie - Wielu próbowało, wszyscy polegli - wzruszyła ramionami.

*

- An, powinnaś przestać bawić się jej psychiką - usłyszała męski głos za sobą. Nagana, oczywiście naganę zawsze dało się usłyszeć w jego tonie. On po prostu uwielbiał psuć jej zabawę.
- Przestań, przez lata znęcali się nad nią i nikt nie reagował, a ona przeżyła - rzuciła lekceważąco z machnięciem ręki. Chłopak podszedł do niej i stanął obok, tak, że patrzył na jej profil. 
- Nie widzisz ile przeszła? - spytał z niedowierzaniem. Dziewczyna zacisnęła mocno powieki, ale nic nie odpowiedziała - Dokładasz jej kłopotów - stwierdził, na co ta gwałtownie odwróciła się w jego stronę, nie mogąc znieść jego słów. Kto jak kto, ale on powinien ją rozumieć, a nie oceniać. 
- Przestań, nic nie wiesz! - podniosła głos, lecz słysząc jak echo w jaskini roznosi się na wszystkie strony, uspokoiła się na tyle by móc nadal do niego mówić - Wiem, co przeszła, wiem co czuła - oznajmiła roztrzęsiona - Ale to nie była moja wina.
- Jesteś tego pewna? - mruknął niewyraźnie. 
- Nie mogłam nic zrobić - wyszeptała do siebie.
- Mogłaś ją zabrać - wymamrotał.
- I powiedzieć prawdę!? - krzyknęła - Musisz zrozumieć, że to było dla jej dobra, a nie dla mojego kaprysu.
- Dobrze wiesz, że prawda jest inna - powiedział, wychodząc z pomieszczenia. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i chwyciła w jedną rękę najbliżej stojący wazon. Rzuciła nim, a ten rozbił się o twarde skały. 

*

- Pamiętasz, jak mówiłam, że Bonnie zerwała z Kol'em? - spytała Katherine, spoglądając na mnie. Zmarszczyłam czoło, próbując sobie przypomnieć kiedy coś takiego mówiła - Kolejny dowód tego, że mnie nie słuchasz.
- Nie ważne - machnęłam ręką - Co z nią? 
- Okazało się, że faktycznie już z nim nie jest - powiedziała dumna. 
- Ale dlaczego? Przecież świetnie się dogadywali.
- Twoja w tym głowa by się dowiedzieć - odparła, wstając i podchodząc do drzwi, kiedy ja nadal wpatrywałam się tępo w nią. Ona chyba nie mówi poważnie.
- Chyba coś Cię boli - żachnęłam się - Ja do niej nie pójdę. - oświadczyłam twardo, jednak jej już nie było. - Albo jednak pójdę? - spytałam sama siebie. Przecież to nie jest takie trudne. 


*

- Halo? - odezwał się męski głos w słuchawce.
- Witam z tej strony, Nell Pierce - powiedziałam szybko - Mam pewien problem.
- Jaki, panno Pierce? - dopytywał spokojnym, rzeczowym tonem. Odetchnęłam głęboko, jednak nie wiedziałam czy powiedzieć, że rozwaliłam drzwiczki, czy, że ktoś się do mnie włamał. Bądź co bądź, taka kobieta nie jest w stanie tak sama z siebie, ze swoją siłą, zniszczyć dębowych drzwiczek. 
- W sypialni mam rozwaloną szafę, czy jest możliwość naprawienia jej? 
- Oczywiście, proszę podać adres, na pewno ktoś do Pani przyjedzie - poprosił, wyjmując po swojej stronie notes i długopis. Podałam miejsce zamieszkania i szybko się rozłączyłam. Wzięłam klucze i z wampirzą szybkością zniknęłam.

*

Usiadłam w najciemniejszym miejscu i wyjęłam wszystkie swoje dokumenty. Paszport, dowód rejestracyjny, prawo jazdy... Spojrzałam na na papiery. Na wszystkich widniało to samo. Nell Pierce. Owoc mojej nienawiści do samej siebie. Nie raz zastanawiałam się, czy nie powrócić do prawdziwego imienia i nazwiska, jednak to dla mnie za dużo. Jedyne czego nie miałam to akt urodzenia. Tego mi brakowało i to musiałam zdobyć. Jedynym problemem było to, że nie wiedziałam jak może nazywać się moja rzekoma siostra. Schowałam dokumenty i wzięłam głęboki wdech. Może lepiej poznać dane mojej matki? Bądź co bądź, to było jedyne wyjście chyba, że jakimś cudem poznam tą dziewczynę. Co graniczyło z poznaniem Jezusa, czyli - niemożliwe. W każdym razie, przynajmniej nie jestem jedynaczką. Jedyne co mnie zastanawia to, dlaczego moja siostra ujawniła się dopiero teraz? Pewnie tak jak wszyscy zostawiła mnie. Nie wiem też czym jest. Bo zakładam, że zwykłą dziewczyną nie jest. Może wampir? Wiedźma, wilkołak? Nie wierzę, że mogłam mieć jeszcze kogoś z rodziny. Byłam pewna, że skoro ja byłam owocem gwałtu to znaczy, że nie mogę mieć rodzeństwa. Chyba, że moja matka była z innym. Z Vincent'em była kilka lat. Co ja bym dała, żeby ona teraz żyła. Najpierw kazałbym jej wytłumaczyć to wszytko, a dopiero później zabiłabym ją, powolną śmiercią. To byłoby piękne i tak wiem, że w tym momencie jestem skazana na potępienie, ale taka była prawda co do moich odczuć. Nienawidziłam moich rodziców. Bili mnie, poniżali, chcieli się mnie pozbyć. Byłam ciężarem, który oni biedni musieli dźwigać. Chciałabym by cierpieli tak jak ja. Żeby czuli każdy wymierzony policzek na swojej twarzy, by odczuwali każde kopnięcie w brzuch, by wiedzieli jak to jest czuć się bezwartościowym śmieciem, który nienawidzi siebie samego. Miałam nadzieję, że w tej chwili gnili w piekle. Był czas kiedy, żałowałam, że mnie urodzili. Wolałam umrzeć niż codziennie przed lustrem wpatrywać się tępo w siebie i myśleć: "Powinnam się nie narodzić". Jedyne co w sobie kochałam, to to, że potrafiłam bez problemu porozumieć się z osobami w domu dziecka i szpitalu psychiatrycznym. Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia, kiedy nagle stanęłam jak wryta, wpatrując się w mężczyznę stojącego przede mną. Uśmiechnął się diabolicznie w moją stronę, w czasie kiedy ja zauważyłam, że nikt w barze nie zwraca na nas uwagi. Jakby byli... zahipnotyzowani?
- Witaj, kochanie - przywitał się, a ja przełykając ślinę, spojrzałam na wyjście. Było blisko, po za tym, przecież on mi nic nie zrobi. Jestem nieśmiertelna,a on? On kim jest?
- Spadaj - syknęłam i wyminęłam go ostrożnie. Nie zaszłam za daleko, bo czarnowłosy pojawił się natychmiast przede mną, w wampirzym tempie. Miałam zamiar go walnąć, moja ręka była już przy jego twarzy, jednak on niewzruszony chwycił ją wyginając tak, że jęknęłam z bólu.
- Jestem hybrydą, złotko - powiedział, wyciągając drugą ręką strzykawkę z przeźroczystym płynem w środku - Nie masz ze mną szans - za nim zareagowałam wbił mi igłę w szyje, poczułam mdłości i po chwili jedyne co widziałam to ciemność przed oczami.

*

Katherine weszła do zadziwiająco cichego lokalu i przystanęła w pół kroku, widząc, że nie ma w nim jej przyjaciółki. Podeszła do stolika przy którym, miała siedzieć Nell i z zaniepokojona zaczęła się rozglądać. Nigdzie jej nie widziała. Coś ją tknęło i spojrzała w dół. Na podłodze leżała komórka, która z całą pewnością należała do brunetki. Przeraziła się i podbiegła do barmana, od razu wpływając na jego umysł.
- Co tu się stało? - blondyn spojrzał na nią jak na idiotkę i pokręcił głową odchodząc od niej i w rękach wycierając ściereczką szklankę. Spojrzała za nim zdezorientowana i oburzona. Wybiegła z baru i w wampirzym tempie udała się do kogoś kto jako jedyny mógł jej teraz pomóc. W dziesięć minut dotarła pod wielką rezydencję z nadzieją, że znajdzie w niej bruneta, który musi jej pomóc. Bez pukania, wpadła do mieszkania i od razu skierowała się w stronę salonu, w którym ostatnio dużo się działo. Odetchnęła głośno z ulgą na widok mężczyzny w garniturze, który właśnie wstawał z kanapy. Zatrzymał się i przyjrzał badawczo dziewczynie, ale nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy wampirzyca zaczęła mówić co ją tu sprowadziło. 
- Elijah, wiem, że jestem straszną suką, ale w tej właśnie chwili potrzebuję Twojej pomocy - wyrzuciła na jednym wdech, spoglądając na jego reakcję. Uniósł brwi do góry i znowu miał coś powiedzieć, kiedy po raz kolejny Pierce go wyprzedziła. 
- Nie nie chcę nikogo zabić - uprzedziła go - I nie zabiłam w ostatnich dwóch godzinach....
- Chciałem zapytać, w czym potrzebujesz pomocy, Katerino? - powiedział donośnym głosem, powodując u Petrovej, milczenie.
- Nell zniknęła - oznajmiła i na jej nieszczęście w pokoju nagle znalazła się Rebekah, od razu posyłając jej nienawistne spojrzenie. 
- I honorowy Elijah, ma Ci ją znaleźć - dokończyła z kpiącym uśmiechem, siadając na fotelu. Nienawidziła Katherine i nawet wiedząc, że jej brat jest w niej zakochany po uszy nie zamierzała jej odpuścić.
- Chcę tylko, by... - zacięła się i zamknęła nagle oczy. Ona chce, ale przecież to nie znaczy, że dostanie. Wampirzyca musiała się pogodzić z tym, że nie zawsze dostaje to czego się chce, czy tego pragnie czy nie.  
- Wykorzystać mojego brata - prychnęła, nie zwracając zbytnio uwagi na jej minę. - Jak zwykle. Ty się nigdy nie zmienisz - stwierdziła, ale szybko pożałowała swoich słów, widząc twarz Pierwotnego. 
- Pragnę znaleźć przyjaciółkę - wydusiła nie patrząc na Mikaelsona, po czym podniosła głowę, twardo patrząc prosto w jego oczy - Jeśli mi nie pomożesz, znajdę ją bez Ciebie - oznajmiła i miała zamiar odejść, lecz Elijah chwycił ją szybko za rękę, zatrzymując. Odwrócona do niego tyłem, mimo woli uśmiechnęła się na jego słowa.
- Pomogę Ci - oświadczył, czym oburzył blondynkę - Powiedz w czym problem - uniósł do góry kącki ust. Petrova odwróciła się do niego, patrząc mimo wszystko lekko zdumiona, na swojego lubego.
- Elijah...
- Ona Cię znowu wykorzystuje - przerwała jej Rebekah - Nie widzisz tego? - spytała, a Pierce nawet wiedząc, że Pierwotna się myli delikatnie się speszyła. Elijah widząc reakcję swojej Kateriny, patrzył na nią z troską i małym rozbawieniem, jednocześnie odpowiadając siostrze.
- Widzę, że chce odnaleźć przyjaciółkę - powiedział, na co osłupiała Bekah pokręciła głową - I zamierzam jej pomóc.
- Dziękuję - wyszeptała, na prawdę wdzięczna Mikaelsonowi. Niebieskooka usiadła z powrotem zrezygnowana i widocznie zażenowana zachowaniem bruneta. Razem z Katherine, Elijah spokojnie wyszedł z domu.

*

Bonnie po długiej burzliwej kłótni, którą od rana toczyła z myślami zdecydowała się odwiedzić dawną przyjaciółkę. Czuła do niej żal, to prawda, ale teraz tylko ona mogła jej doradzić. Zawsze dziwiła jej się, że tak doskonale wczuwa się w swoją rolę. Jakby była zawodowym psychologiem. Bennett z wahaniem podeszła do domu i kiedy miała zapukać drzwi otworzyły się, a z nich wyszedł niski staruszek z skrzynką. Spojrzał uprzejmie na dziewczynę i uśmiechnął się ciepło, jednak nie zatrzymał się, tylko podszedł do swojej furgonetki. Czarownica podbiegła do niego w chwili, kiedy otwierał drzwi od swojego auta.
- Przepraszam, gdzie dziewczyna, która tu mieszka? - spytała, na co ten spojrzał na nią jak na dziecko.
- Wyszła nie mówiła gdzie - odpowiedział i szybko wskoczył do swojego pojazdu. Ruszył maszyną i zostawił wiedźmę samą. Zrezygnowała z odwiedzin i postanowiła, że wróci do domu, jednak niepohamowana chęć zadzwonienia była większa i brunetka w końcu uległa, wyciągając z kieszeni telefon. Znalazła w kontaktach stary numer Nell i nacisnęła zieloną słuchawkę w nadziei, że wampirzyca nie zmieniła numeru.
- Tu telefon Nell, kto dzwoni? - odezwał się znudzony i zirytowany głos, który Bonnie rozpoznała dopiero po krótkiej chwili.
- Tu Bonnie, gdzie Nell? - spytała, kiedy wsiadła do samochodu, odpalając silnik. Dziewczyna po drugiej stronie zawahała się nad odpowiedzią. 
- Abonent czasowo niedostępny, prosimy zadzwonić później - rzuciła Katherine, udając kobietę, która zawsze denerwowała ją, gdy osoba do której dzwoni była po za zasięgiem. 
- Katherine, gdzie ona jest? - teraz to Bennett się zirytowała, na co ta westchnęła.
- No przecież mówię, że niedostępna jest - powiedziała, jakby było to oczywiste. Mulatka skręciła w ulicę, prowadzącą do jej domu i czekała, aż jej wróg wreszcie odpowie z sensem. Pierce czasami tak ją wkurzała, że zaczynała poważnie zastanawiać się, dlaczego Nell się z nią przyjaźni.
- To nie jest śmieszne.
- Nie miało być - odrzekła wyprowadzona z równowagi, wciskając czerwoną słuchawkę. Bennett mruknęła coś pod nosem i udała się do domu, bez nadziei, że w najbliższym czasie spotka byłą przyjaciółkę.

*

- Jak to zniknęła!? - wrzasnęła na bruneta, który stał przed nią i ze stoickim spokojem poinformował ją, że dziewczyna, którą miała się opiekować została porwana. 
- Jakiś chłopak, wszedł do baru i wstrzyknął jej werbenę do organizmu - oznajmił, na co da zbulwersowała się jeszcze bardziej.
- I nic nie zrobiłeś?! - wybuchła, bliska płaczu. Przyłożyła dłoń do czoła i w jakiś sposób próbowała uspokoić stargane wyznaniem chłopaka. Spojrzał na nią z wyrzutem i niezrozumieniem.
- Kazałaś się nie wtrącać - stwierdził. Dziewczyna roześmiała się histerycznie byle by się nie rozpłakać, bądź gorzej - rozwalić mu łeb. Kazała mu się nie wtrącać, a od kiedy to on ją słucha? Niedorzeczne, z chęcią wyrwałaby mu serce, byle tylko nie słyszeć dalej jego głosu.
- Kazałam Ci się nie wtrącać - wyszeptała, jednak takim głosem jakby mówiła to mała dziewczynka. Rozpaczliwie i piskliwym tonem. - Od kiedy słuchasz moich rozkazów!?
- Uspokój się - spojrzała na niego jak na idiotę, po czym zamknęła oczy - Znajdzie się - został przygnieciony do ściany, z wampirzą szybkością, co nawet dla niej było zaskoczeniem.
- Inaczej Cię zabije - wywarczała , obnażając kły i puszczając go. Odeszła od niego i zniknęła za zakrętem.

*

- Na prawdę jestem Ci wdzięczna, Elijah - powiedziała do niego, siedząc na miejscu pasażera i przyglądając się drzewa jakie mijali, jadąc samochodem. Spojrzał na nią. Nie mógł uwierzyć, że przez ten krótki czas Katherine zmieniła się w jego Katerinę. Tak bardzo pragnął tego i teraz kiedy tak na nią patrzy, nie może uwierzyć swoim oczom. 
- Potrzebowałaś pomocy - oznajmił po chwili, lecz nie odwracał wzroku od drogi - Damie w potrzebie się nie odmawia - uśmiechnął się do niej miło. Brunetce na te słowa zrobiło się ciepło w sercu, choć wiedziała, że jeśli okaże więcej dobroci , ludzie zaczną oczekiwać, że już zawsze taka będzie. Nie mogła na to pozwolić. Nigdy nie będzie taka jak wcześniej.
- Elijah, tylko się nie przyzwyczajaj - ostrzegła go.
- Dlaczego? - zapytał, nie pokazują, że słowa dziewczyny lekko go zasmuciły.
- Wiedz, że nigdy nie będę taka sama - powiedziała, patrząc na widoki za oknem. Cieszyła się, że tu jest. Z nim, w jego aucie. Nie mogła go jednak zwodzić i oszukiwać. Nie zasługiwał na to.
- Nie przeszkadza mi to - stwierdził po chwili, czym zdziwił Petrovę.
- Kłamiesz - odezwała się, choć wiedziała, że to nie możliwe.
- Dobrze wiesz, że ja nie kłamię - powiedział rozbawiony. Resztę drogi przemilczeli, każdy myśląc nad czymś zupełnie innym.

*

___________________________________________
 I jak? Podoba się? Mnie tak szczerze, średnio. Może lekko przesadziłam z Kath. Dzisiaj było jej dość dużo. Przebaczcie mi proszę :D Jak myślicie kim są nowe postacie? Oraz co myślicie o siostrze Nell? 
Pechowa trzynastka... 
Pozdrawiam i do napisania J <3


Template by Nielivka