- Witaj, Gerard - przywitałam się ostro. Rozglądałam się na boki. Nikogo nie widziałam.
- Weź stąd Mikaelsona, albo wszyscy zginą - rozkazał. Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. Dobrze wiedział, że mam w sobie człowieczeństwo i teraz to wykorzystywał. Wie, że nie dam skrzywdzić niewinnych osób. Kiwnęłam na Pierwotnego niechętnie, a on ku mojemu zdziwieniu posłusznie zniknął.
- Czego chcesz? - syknęła moja przyjaciółka na Marcela. Uśmiechnął się przebiegle.
- Czy to nie oczywiste? - spytał po czym, skierował swój wzrok na mnie - Jej.
- Ustaw się w kolejce - uśmiechnęłam się sztucznie, i zmrużyłam oczy. "Władca" miasta kiwnął w dwie strony. Katherine patrzyła zdezorientowana na to co robi, a ja w tym czasie szukałam wzrokiem pomocy. Nikogo nie było. Zawsze kiedy ich potrzebuję, to ich nie ma - pomyślałam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam dwóch mężczyzn. Brunet i blondyn. Ich wzrok przeszywał moje ciało jak miliony małych, lodowych igiełek.
- To Jackson - wskazał ręką bruneta - a to Oliver - pokazał blondyna.
- Kolejne wampiry? - spytałam, maskując narastającą panikę złością.
- Wilkołaki - poprawił, na co Kath się skrzywiła, a ja walczyłam by nie uciec gdzie pieprz rośnie z dala od tych psów. Ugryzienie takiego podobno jest śmiertelne dla kogoś takiego jak ja. Wierciłam się niespokojnie, ale przecież on nie zamierzał zrobić tu jakiejś masakry w stylu Chucka Norrisa, nie?
- Kupiłeś sobie pieski - stwierdziła Katherine.
- I myślałeś, że będziemy zazdrosne? - dodałam, uśmiechając się do naszego kochanego wroga. Marcel zmierzył nas obie spojrzeniem, które na moje oko miało mnie zabić. Zacisnął mocno zęby. Widziałam, że jest wściekły. W końcu wielkiego Marcela Gerarda się nie obraża. Podważyłyśmy jego autorytet, co sprawiło, że jesteśmy o miejsce wyżej na jego czarnej liście.
- Zamierzam zabić tu wszystkich którzy są wampirami - przedstawił swój plan dumnie, i zauważyłam, że z sali wychodzą wszyscy którzy według mnie są ludźmi.
- A niby jak? - spytała brunetka, choć wiedziała już jaka jest odpowiedź.
- Sprowadziłem wilki i wampiry, które z chęcią zemszczą się na was.
*
Pierwotny w garniturze przemierzał tłum, który właśnie wychodził z jego domu. Zdziwiony doszedł do blondynki w żółtej kreacji, i szatyna w garniturze. Spojrzał na nich i od razu zaczął mówić:
- Marcel tu jest - oznajmił Klausowi i Rebekah.
- Nikt go tu nie zapraszał - warknął wkurzony Mikaelson.
- Gdzie jest? - spytała od razu dziewczyna.
- W sali balowej razem z Nell i Katherine - powiadomił i razem z rodzeństwem udał się w stronę korytarza prowadzącego do sali z parkietem. Po drodze spotkali też Kola z Bonnie. Wyjaśnili im co się stało. Kol kazał Bonnie razem z Caroline schować się na górnym piętrze w pokoju gościnnym. W końcu dotarli do dziewczyn. Stały razem z Marcelem, a naokoło nich z pięciu czy sześciu facetów. Ich donośne kroki usłyszała brunetka. Odwróciła do tyłu głowę, i szturchnęła Nell, uśmiechając się przy tym jak nie wiem. Ta posłusznie spojrzała w stronę gdzie dochodziły głosy. Mężczyźni odsunęli i się o krok wiedząc kim są przybysze, Nell z Katherine zostały na swoich miejscach, a Marcel podszedł trochę bliżej, uśmiechając się przy tym diabolicznie.
- Witam! - zwołał kiedy byli już dostatecznie blisko. Rebekach zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem, Klaus na niego warknął, a Elijah i Kol stali spokojnie, choć najmłodszy z Pierwotnych na pewno gotował się ze złości, co było widać w oczach.
- Przedstawienie czas zacząć - wyszeptał na co wilkołaki złapały Katherine, później Nell. Uwięzili im ręce z tyłu. Brunetka próbowała się wyrwać, ale Nell wiedziała, że to nic nie da.
- Puść je - rozkazał Elijah podchodząc bliżej.
- Nie radzę - pogroził palcem, na co Pierwotny stanął, ale nadal z niepokojem spoglądał na ukochaną.
- Idiota - powiedziała głośno niebieskooka - na mnie im nie zależy.
- Ale na niej tak - wskazał na Pierce - To będzie zemsta - powiedział, po czym dal znać wilkołakowi by ugryzł Kath. Reszta wilków rzuciła się na Pierwotnych.
- Daj mi krwi - poprosiłam przyjaciółkę.
- Masz - podała mi nadgarstek natychmiastowo. Nie pytała o nic. Spełniła moją prośbę. Wgryzłam się w tętnicę i wzięłam kilka łyków. Oderwałam się od niej i wytarłam usta. Jedyne co mnie zdziwiło, to to, że nie czułam się jakbym zaraz miała umrzeć.
- Ty nie umierasz... - powiedziała brunetka ze zdumieniem. Stanęłam na własnych nogach, i gwałtownie dotknęłam miejsca, gdzie przed chwilą była rana po ugryzieniu. Nie było jej. Spojrzałam na Pierwotnych, przyglądali mi się z równym szokiem co Kath.
- Ale jak? Jedynym lekarstwem jest krew Nicka - wykrztusiła blondynka podchodząc do mnie.
- Najwyraźniej miałam szczęście - powiedziałam po czym skierowałam się do Elijah - Musimy przełożyć naszą rozmowę.
Otępiała ruszyłam się z miejsca i razem z brunetką opuściliśmy salę balową.
- Jesteś pewna, że Cię ugryzł? - spiorunowałam Elijah'ę wzrokiem.
- Sugerujesz, że sama tak sobie z premedytacją umierałam? - zapytałam głosem ociekającym ironią i jadem. Nie miałam ochoty na tłumaczenie im dlaczego, nadal żyję. Może po prostu lekko mnie ugryzł? Nigdy tego nie przechodziłam więc nie wiem jak to działa, jak powinno to wyglądać i czy co powinnam czuć. Przez chwilę ciemność migotała mi przed oczami, a później kiedy napiłam się krwi to zniknęły objawy.
- Nie, ale to nie możliwe żeby krew Kateriny Cie uratowała - wytłumaczył, spoglądając na dziewczyny na przeciwko mnie. Bonnie wydawała się być nieobecna, co mnie zaniepokoiło, a Caroline lekko w szoku, próbując z całych sił nie patrzeć na Klausa, który stał obok. Rebekah siedziała koło czarownicy na kanapie, tak samo jak blondynka.
- Tak właściwie dzięki za ratunek - odezwała się brunetka, siedząca obok mnie.
- Nie ma za co - odpowiedziałam - Ale wydaje mi się, że to nie krew Kath - wypaliłam, nie zdając sobie sprawy, że powiedziałam to na głos. Głowa Elijah'y skierowała się w stronę Klausa.
- Co? - zdziwił się. Ocknęłam się.
- Nic - popatrzyłam na Bonnie - dobrze się czujesz? - zaniepokoiłam się. Kol wchodzący do pokoju, spojrzał na mnie potem na wiedźmę. Spojrzała na mnie, po czym wstała.
- Nie, ale muszę już wyjść - oznajmiła i ku mojemu zdziwieniu ominęła szybko Pierwotnego i pomknęła do wyjścia, zostawiając go w pokoju.
- O co chodzi? - zapytał. Caroline wstała, strącając z siedzenia jakąś kartkę. Podniosła ją, po czym zmarszczyła brwi.
- Co to? - zauważyłam pochyłe pismo i za nim zdążyła przeczytać, chwyciłam papier wyrywając go jej niemal z ręki - Ej!
- To nic - powiedziałam pośpiesznie.
- Może idź z tym do Bonnie - zaproponowała moja przyjaciółka. Jasne pójdę do kogoś kto mnie pewnie nienawidzi, wspaniały pomysł. - a po za tym nadawca to na pewno kobieta.
- Skąd wiesz? - zapytałam, a ona pokręciła z politowaniem głową.
- Perfumy - odpowiedziała zwięźle, zmarszczyłam brwi i podniosłam kartkę do nosa. Pachniała tym zapachem, tym który zawsze było czuć kiedy byłam mała. Nie... Nie mogło być. Uciekłam, zabiłam ojca, matka nie żyje. Skąd ten zapach? Może po prostu w tym mieście jest popularny? Bez względu na wszystko i tak zamarłam. - Co jest?
- Ja... Nic.. - wzięłam głęboki wdech. - Nic, ale ten zapach kojarzę głównie z okropnymi wspomnieniami
- Muszę się zbierać - powiedziała sobowtór Tatii - idziesz?
- Tak - odparłam. Pożegnałam się ze wszystkimi, po czym ruszyłam w stronę cmentarza, gdzie znajdował się mój dom.
- Marcel tu jest - oznajmił Klausowi i Rebekah.
- Nikt go tu nie zapraszał - warknął wkurzony Mikaelson.
- Gdzie jest? - spytała od razu dziewczyna.
- W sali balowej razem z Nell i Katherine - powiadomił i razem z rodzeństwem udał się w stronę korytarza prowadzącego do sali z parkietem. Po drodze spotkali też Kola z Bonnie. Wyjaśnili im co się stało. Kol kazał Bonnie razem z Caroline schować się na górnym piętrze w pokoju gościnnym. W końcu dotarli do dziewczyn. Stały razem z Marcelem, a naokoło nich z pięciu czy sześciu facetów. Ich donośne kroki usłyszała brunetka. Odwróciła do tyłu głowę, i szturchnęła Nell, uśmiechając się przy tym jak nie wiem. Ta posłusznie spojrzała w stronę gdzie dochodziły głosy. Mężczyźni odsunęli i się o krok wiedząc kim są przybysze, Nell z Katherine zostały na swoich miejscach, a Marcel podszedł trochę bliżej, uśmiechając się przy tym diabolicznie.
- Witam! - zwołał kiedy byli już dostatecznie blisko. Rebekach zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem, Klaus na niego warknął, a Elijah i Kol stali spokojnie, choć najmłodszy z Pierwotnych na pewno gotował się ze złości, co było widać w oczach.
- Przedstawienie czas zacząć - wyszeptał na co wilkołaki złapały Katherine, później Nell. Uwięzili im ręce z tyłu. Brunetka próbowała się wyrwać, ale Nell wiedziała, że to nic nie da.
- Puść je - rozkazał Elijah podchodząc bliżej.
- Nie radzę - pogroził palcem, na co Pierwotny stanął, ale nadal z niepokojem spoglądał na ukochaną.
- Idiota - powiedziała głośno niebieskooka - na mnie im nie zależy.
- Ale na niej tak - wskazał na Pierce - To będzie zemsta - powiedział, po czym dal znać wilkołakowi by ugryzł Kath. Reszta wilków rzuciła się na Pierwotnych.
*
Krzyknęłam cicho i widziałam w oczach przyjaciółki strach. O nie! Jej nie zabijecie - pomyślałam, i chwilę przed wbiciem się kieł, wyrwałam się swojemu przeciwnikowi, i w ostatniej chwili odepchnęłam Katherine. Zęby wbiły w moją szyję rozszarpując ją lekko. Przez chwilę widziałam ciemność, ale szybko oprzytomniałam kiedy upadłam. Moja przyjaciółka skręciła kark mojemu oprawcy, i pomogła wstać. Ta akcja, chodź wydawała się lecieć szybko zajęła tyle czas, że Mikaelsonowie zdążyli zabić resztę wilków. Miałam lekkie zawroty głowy, ale w ramach MOJEJ zemsty skręciłam Marcelowi kark, kiedy ten przestraszony i zdezorientowany stał obserwując jak jego mała armia ginie. Sobowtór Tatii podbiegł do mnie i w ostatniej chwili złapał. Ja poczułam za to pragnienie. Ogień rozrywał mi gardło. Potrzebowałam tego. Krwi.- Daj mi krwi - poprosiłam przyjaciółkę.
- Masz - podała mi nadgarstek natychmiastowo. Nie pytała o nic. Spełniła moją prośbę. Wgryzłam się w tętnicę i wzięłam kilka łyków. Oderwałam się od niej i wytarłam usta. Jedyne co mnie zdziwiło, to to, że nie czułam się jakbym zaraz miała umrzeć.
- Ty nie umierasz... - powiedziała brunetka ze zdumieniem. Stanęłam na własnych nogach, i gwałtownie dotknęłam miejsca, gdzie przed chwilą była rana po ugryzieniu. Nie było jej. Spojrzałam na Pierwotnych, przyglądali mi się z równym szokiem co Kath.
- Ale jak? Jedynym lekarstwem jest krew Nicka - wykrztusiła blondynka podchodząc do mnie.
- Najwyraźniej miałam szczęście - powiedziałam po czym skierowałam się do Elijah - Musimy przełożyć naszą rozmowę.
Otępiała ruszyłam się z miejsca i razem z brunetką opuściliśmy salę balową.
*
- Sugerujesz, że sama tak sobie z premedytacją umierałam? - zapytałam głosem ociekającym ironią i jadem. Nie miałam ochoty na tłumaczenie im dlaczego, nadal żyję. Może po prostu lekko mnie ugryzł? Nigdy tego nie przechodziłam więc nie wiem jak to działa, jak powinno to wyglądać i czy co powinnam czuć. Przez chwilę ciemność migotała mi przed oczami, a później kiedy napiłam się krwi to zniknęły objawy.
- Nie, ale to nie możliwe żeby krew Kateriny Cie uratowała - wytłumaczył, spoglądając na dziewczyny na przeciwko mnie. Bonnie wydawała się być nieobecna, co mnie zaniepokoiło, a Caroline lekko w szoku, próbując z całych sił nie patrzeć na Klausa, który stał obok. Rebekah siedziała koło czarownicy na kanapie, tak samo jak blondynka.
- Tak właściwie dzięki za ratunek - odezwała się brunetka, siedząca obok mnie.
- Nie ma za co - odpowiedziałam - Ale wydaje mi się, że to nie krew Kath - wypaliłam, nie zdając sobie sprawy, że powiedziałam to na głos. Głowa Elijah'y skierowała się w stronę Klausa.
- Co? - zdziwił się. Ocknęłam się.
- Nic - popatrzyłam na Bonnie - dobrze się czujesz? - zaniepokoiłam się. Kol wchodzący do pokoju, spojrzał na mnie potem na wiedźmę. Spojrzała na mnie, po czym wstała.
- Nie, ale muszę już wyjść - oznajmiła i ku mojemu zdziwieniu ominęła szybko Pierwotnego i pomknęła do wyjścia, zostawiając go w pokoju.
- O co chodzi? - zapytał. Caroline wstała, strącając z siedzenia jakąś kartkę. Podniosła ją, po czym zmarszczyła brwi.
- Co to? - zauważyłam pochyłe pismo i za nim zdążyła przeczytać, chwyciłam papier wyrywając go jej niemal z ręki - Ej!
- To nic - powiedziałam pośpiesznie.
- Może idź z tym do Bonnie - zaproponowała moja przyjaciółka. Jasne pójdę do kogoś kto mnie pewnie nienawidzi, wspaniały pomysł. - a po za tym nadawca to na pewno kobieta.
- Skąd wiesz? - zapytałam, a ona pokręciła z politowaniem głową.
- Perfumy - odpowiedziała zwięźle, zmarszczyłam brwi i podniosłam kartkę do nosa. Pachniała tym zapachem, tym który zawsze było czuć kiedy byłam mała. Nie... Nie mogło być. Uciekłam, zabiłam ojca, matka nie żyje. Skąd ten zapach? Może po prostu w tym mieście jest popularny? Bez względu na wszystko i tak zamarłam. - Co jest?
- Ja... Nic.. - wzięłam głęboki wdech. - Nic, ale ten zapach kojarzę głównie z okropnymi wspomnieniami
- Muszę się zbierać - powiedziała sobowtór Tatii - idziesz?
- Tak - odparłam. Pożegnałam się ze wszystkimi, po czym ruszyłam w stronę cmentarza, gdzie znajdował się mój dom.
*
Wróciłam do domu. Zdjęłam suknię, odłożyłam torebkę i położyłam kartkę na stolik nocny. Poszłam pod prysznic. Zmyłam cały brud, po czym ubrałam się w piżamę, oraz położyłam na łóżku.
Zasnęłam po pół godzinie.
*
Gdzieś o drugiej w nocy, obudził mnie świst i trzask drzwi. Gwałtownie usiadłam, przerażona i nadal zmęczona. Na pościeli zauważyłam jakiś świstek. Potarłam czoło, po czym sięgnęłam ręką papier.
Zapaliłam lampkę i spojrzałam na to samo pochyłe pismo, dopiero później zamarłam i odczytałam na głos treść.
Nie dociekaj!
W końcu się spotkamy, Parva Soror
Odłożyłam kartkę, kładąc głowę na poduszkę i oddychając bardzo szybko.
Szybko chwyciłam telefon z pod poduchy i wykręciłam numer jedynej znanej mi osoby, która wiedziała jak się zabawić kiedy ma się doła.
- Witaj, o tak wczesnej porze! - przywitała się lekko z sarkazmem, czyli nie spała.
- Potrzebuję whiskey - oświadczyłam.
- Będę za dziesięć minut.
*
_____________________________________________________
Tak wiem jestem beznadziejna, ale nie mogłam napisać nic innego. Przepraszam bardzo za taki krótki rozdział, ale czasami nawet zastanawiam się, czy nie zawiesić bloga :'( Brak czasu, albo weny na tego bloga.
Nie ważne, życzę słońca i pozdrawiam .
Do Napisania J :*
Rozdział świetny *.* <3 Tak dalej!
OdpowiedzUsuńZostałaś u mnie nominowana ;) http://opowiadaniaowampirachinietylko.blogspot.com/
Według mnie jesteś coraz lepsza! :D Podoba mi się ten rozdział i mam wielką nadzieję, że jednak nie zawiesisz bloga :( Wena na pewno i do Ciebie dotrze, a jeśli będziesz pisała coś innego, to z chęcią przeczytam. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i wielu innych. <3
we-have-immortality-tvd.blgospot.com