środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 13

- Co się stało? - spytała Kath, która dotarła do mojego domu punktualnie, kiedy podeszłam do drzwi. Spojrzałam na nią przepraszająco.
- Nie chciałam Cię budzić, ale to ważne - wskazałam na butelkę, którą przyniosła Katherine. Westchnęła.
- Nie spałam, Nell - powiedziała, po czym usiadła na moim łóżku. Spojrzała na mnie wyczekująco, a ja od razu wzięłam do ręki kartkę, która znowu mnie zszokowała i podałam brunetce, która od razu ją pochwyciła i przeczytała.
- Słuchaj, musisz z tym iść do kogoś kto zna się na tym języku - stwierdziła, na co ja wywróciłam oczami i usiadłam obok niej.
- Marcel chce mnie zabić, a on ma władzę nad wiedźmami - podniosłam szklankę z ziemi - Bonnie udaje, że mnie nie nienawidzi, ale widzę w jej oczach żal kiedy na mnie patrzy, za to ja nie znam się zupełnie na łacinie.
- Ale za to masz coś czego nie mają Twoi wrogowie - oświadczyła, nalewając whiskey do szklanki. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Co ja mam? - zapytałam.
- Mnie oczywiście! - powiedziała z dumą, dając mi napój, z którego upiłam od razu dwa łyki, spoglądając nie przekonana jak powtarza czynność. Jeśli to znaczy, że mam przewagę to nawet może być. W końcu kto ma więcej sprzymierzeńców od Marcela? Oczywiście, że zmysłowa Pierce! Przecież jej pragną wszyscy, co daje jej duże możliwość. Wtyka, szpieg, pomoc, wiedźma... To wszystko zawsze było z Kath.
- Nie rozumiem - przyznałam jednak, na co dziewczyna prychnęła, po czym również upiła trochę płynu.
- Lubię szantażować ludzi - oznajmiła - Przekonam Bennett, po za tym ostatnio była lekko zgaszona, więc pewnie zerwała z Kol'em, co bardzo mi pomoże.
- Nie będziesz straszyć Bonnie! - zareagowałam natychmiastowo, oburzając się i jakby nie słysząc, że moja dawna przyjaciółka prawdopodobnie zerwała z Pierwotnym.
- Ej, ja tylko powiedziałam, że ją przekonam - powiedziała, pokazując rękami, żebym jej nie biła - Co nie znaczy, że od razu będę ją zastraszać.
- Od razu - mruknęłam - też mi pocieszenie...
- Twoja wiara w moje delikatne strony jest zniewalająco wielka - stwierdziła z sarkazmem, na co pokręciłam głową i znowu upiłam łyka ostrego napoju, który podrażniał jej gardło.

*

Po jakiejś godzinie od wyjścia wampirzycy, w końcu usnęłam, ale najgorsze jest to, że z myślą, ze ktoś tu był. Ktoś kogo nie znałam, był w moim własnym domu, w miejscu dla mnie bardziej intymnym. Aż ciarki przechodziły mnie kiedy pomyślę, że ten intruz dotykał moich rzeczy. Przed zaśnięciem spojrzałam jeszcze na szafę. No tak przecież ostatnio ją rozwaliłam.

*

- Czego chcesz? - zapytała Bonnie, widząc w swoich drzwiach niechcianą osobę, która uśmiechnęłam się zadziornie. Obcisłe jeansy i bluzka, dodawały jej kobiecości i seksapilu. Cudem było to, że nikt się na nią nie rzucił w przypływie pożądania.
- Potrzebuję tłumacza - oznajmiła, nerwowo tupiąc obcasem o ziemię. Zaraz, nerwowo?! - pomyślała Bonnie, przyglądając jej się uważnie.
- Ok, daj to - rozkazała wpuszczając ją. Katherine wyjęła, kartki, które oczywiście musiała ukraść Nell  i podała Bennett. Przyjrzała się pierwszej z nich. Poszukała w myślach co to znaczy i odłożyła ją na stół.
- Mox occurrant soror mea.  Dosłownym tłumaczeniu oznacza: Wkrótce się spotkamy, moja siostro. - oznajmiła Petrovie, która lekko się zdziwiła.
- Jesteś pewna? - zapytała by się upewnić.
- Tak - wzięła wdech i spojrzała jeszcze raz na nią, po czym na drugi papier i podała obydwa brunetce - A Parva Soror, oznacza młodszą siostrę. 
- Ok, dzięki, ja muszę lecieć - rzuciła i zniknęła. 

*

- Czy ja się jasno nie wyraziłam! - wrzasnęłam do brunetki, która niewzruszona stała czekając aż skończę.
- Wyraziłaś - potwierdziła, a ja cudem powstrzymałam się przed uderzeniem jej - Też dlatego jej nie straszyłam, tylko poprosiłam o pomoc.
- Już widzę to Twoje proszenie - mruknęłam cicho wiedząc, że mnie usłyszy. Westchnęła i teatralnie wywróciła oczami.
- Chcesz wiedzieć co to znaczy czy nie? - spytała zniecierpliwiona, spoglądając jak biorę klika wdechów, po czym kiwam głową - Wkrótce się spotkamy, moja siostro i młodsza siostro 
- C-co?! - wykrztusiłam oszołomiona. To musiał być jakiś żart. Jakiś bardzo głupi żart. Przecież ja nie mam siostry, więc dlaczego tam jest tak napisane? Przecież to niemożliwe, ja nic nie wiem o żadnej siostrze!
- Uspokój się , proszę - położyła mi ręce na ramionach, które od razu zepchnęłam.
- Nie, nie, nie! - krzyknęłam, ale zamknęłam oczy i znowu policzyłam do trzech. - To żart. - stwierdziłam, na co Kath energicznie pokręciła głowa, na znak, że zaprzecza.
- Nie  - zaprotestowała - Słuchaj może masz jakąś siostrę o której po prostu nie wiedziałaś - z jej ust brzmiało to tak prosto, ale ja NIE MOGŁAM mieć siostry. Moja matka nie urodziła drugiej córki, nie mogła. Ona była z moim ojcem, a on był...
- Nell, musisz się otrząsnąć - rozkazała - Pomogę Ci. Mam znajomości....
- Nie rozumiesz! - przerwałam jej - Mój ojciec ją zgwałcił, ale tylko ten jeden raz. Nie mieli już więcej stosunków ze sobą.
- Zgwałcił Twoją matkę? - zdziwiła się. Kolejne kłamstwo ujawnione, ale nie tylko. Poznała prawdę.
- Tak, ale...
- Tam jest napisane "młodsza" - zacytowała - Młodsza, Nell, czyli przed Tobą - zamknęłam oczy, za dużo na ten dzień jak dla mnie. Mam siostrę? I o o niej nie wiem? W sumie to bardzo podobne do mojej kochaniutkiej mamusi. Wysłała mnie do psychiatryka, później do domu dziecka, a na koniec sama się wykończyła, nie zostawiając nawet jakiegoś listu, że przeprasza, że żałuje, że nie chciała, że po prostu się bała, nic! Matka roku! 
- Nie chcę nic wiedzieć - oznajmiłam twardo, podnosząc powieki i spoglądając na zdziwioną wampirzycę. 
- Ale.. - chciała zaprotestować, ale prawie natychmiast jej przerwałam. 
- Napisała, że się spotkamy, Katherine - mówiłam powoli oddychając - Nie powiedziała kiedy, ale mam na to czekać, nie dociekać, rozumiesz? 
- Po części - odparła. 
- W ogóle kto mnie rozumie na tym świecie? - spytałam retorycznie - Los mnie nienawidzi i nachlał się tak, że zobacz! Bóg chce mnie się pozbyć, a Diabeł woli mnie unikać - westchnęłam zrezygnowana. - Los, Bóg i Diabeł. 
- Gadasz od rzeczy - stwierdziła, ale ja kontynuowałam.
- Bóg zawarł pakt z Diabłem, zaprzedając mu swoją duszę, byle się mnie pozbyć z tego świata, a Los pomaga im pisząc już w moim scenariuszu epilog. 
- Na oglądałaś się za dużo "Supernatural" 
- Psujesz moją wenę twórczą, wiesz o tym? - spytałam, spokojnie jednak w moim głosie dało się wyczuć lekkie oburzenie. Oni po prostu nie doceniając mojego talentu twórczego!


*

Czy miałaś kiedyś tak, że chciałaś stąd zniknąć, ale coś Cię powstrzymywało? Poczucie winy, sumienie, osoba, zwierzak? Mnie powstrzymują wyrzuty sumienia. Boję się zostawić tych wszystkich tutaj i  którzy czekają na kolejną porcję leków. Tych którzy każdego dnia postrzegani są jako chorych psychicznie. Tych którym nie wierzy zupełnie nikt. Zastanawiałam się, czy aby na pewno to ich wina? Kiedy pomyślę dłużej, dochodzę do wniosku, że to przez ich najbliższych. Tych, którzy postrzegają siebie jako ideały i wolą nie nieść kolejnego brzemienia na ramieniu, ale czy wiedzą co teraz przechodzą Ci których tutaj zostawili? Nikt nie chce brać ich na poważnie. Bo przecież czym oni są dla świata? Właśnie, niczym. Są nieistotną częścią wszechświata, który doprowadził ich do kolejnej klęski, nie dając nadziei na ponowne powstanie i zwycięstwo. Znam tu wszystkich, ale tylko kilkoro na prawdę. Z uwagą wysłuchiwałam co mają do powiedzenia i nie wierzyłam w ich akta. W akta, które tak na serio były stekiem bzdur. Meredith jest uważana za psycholkę, bo wierzy, że jest medium. Ja wolę nazywać ja Banshee. Brian ma w aktach napady gniewu, ale to nie prawda. Jest spokojny i potrafi panować nad gniewem, ba! On go nie posiada! Diana uważa, że potrafi przewidywać przyszłość, jednak miała kilka błędnych wizji. Nigdy jednak nie pomyliła się co do tego kim jest i kim jestem ja i inni. Ona jest medium, ale przecież coś takiego nie istnieje! Tak uważają lekarze. Danise osądzono o zamordowanie rodziny. Kłamstwo! Prawda jest taka, że jej własny przyjaciel to zrobił! Po za tym, czy dziesięciolatka jest w stanie zadźgać własnych rodziców i siostrę? Oczywiście, że nie! Totalna porażka, przecież to oszustwo, ale ich to nie obchodzi. Kolejna wariatka i tyle, nic specjalnego. Nate jako jedyny trafił tu przez przemoc domową. Nie potrafił się pozbierać, zawalał naukę a pedagog zauważyła na jego ciele siniaki. Szpital Psychiatryczny był dla niego wybawieniem od tego piekła. My rozumiemy się bez słów. Ja także jestem ofiarą. Byłam bita przez lata i nikt tego nie zauważył. Nikt nie zwracał uwagi. W aktach mam jednak, wpisane coś innego. "Zabójstwo". Czy mała dziewczynka może zabić? Czy dziewczynka, która mimo wszystko bała się otworzyć oczy i patrzeć na tyrana, była bita i nadal kochała mamę, mogła zabić ojca? Czy zrobić mogła to z własnej woli? Jej tata chciał ją zakatować, a ona tylko się broniła. Nie chciała by bolało, nie chciała. Czy to ją usprawiedliwia? Czy gniew jaki poczuła był uzasadniony? To nie leków potrzebowała, nie nadzorów 24 godziny na dobę, nie rozmów z psychologiem, zamykania w izolatce czy zastrzyków. Ona potrzebowała miłości. Kogoś kto codziennie mówił by jej, że ją kocha, bezpiecznego domu... JA tego potrzebowałam. Ale przecież łatwiej uznać Cię za chorą psychicznie i pogrążyć głębiej. Przecież dno jest już tak blisko, po co czekać, aż ktoś Cię wyciągnie? Piekło przeżyłam, a Niebo poczeka. Musi...

Oderwałam wzrok od kartki. Mój dziennik, w którym zapisywałam odczucia i utrwaliłam prawdę. Prawdę o ludziach, którzy zostali sami. Byli ciężarem, dla tego ja ich rozumiałam. Zwłaszcza Brian'a. Na wspomnienie o nim uśmiech błąkał mi się na twarzy. Wyszłam z tego piekła, ale on musiał zostać tam jeszcze rok.
Zastanawiałam się tylko dlaczego uważałam Meredith za Banshee. Przecież... A no tak! Ja miałam książki, książki z mitologią. Banshee zwiastowały śmierć swoim krzykiem, to jedno co zdołałam zapamiętać. 


*

- Opowiedz mi o Damonie - poprosiłam Kath, na co ta zachłysnęła się swoją kawą z krwią, patrząc na mnie jak na wariatkę. W sumie prawie nią jestem.
- Ty tak na poważnie? - zapytała unosząc brwi do góry. Boże, czy to, że chcę poznać bliżej kolegę jest złe? Bo faktycznie chcąc dowiedzieć się czegoś o starszym Salvatore, już zaliczam się do tych które chcą go przelecieć. 
- Nie, wiesz - odparłam ironicznie - Specjalnie, każe Ci się kawą dławić - spojrzała na mnie obrażona, ale westchnęła.
- Damon Salvatore, niegdyś zakochany we mnie jak idiota, teraz... - zastanowiła się - w sumie teraz też jest idiotą. - dałam jej kuksańca, na co ta się zaśmiała.
- Zabił swojego ojca, próbował nieraz wybić połowę populacji ziemi - zacięła się widząc, że się uśmiecham.
- Zabił ojca? - upewniłam się.
- Razem ze Stefanem, ale raczej to ten drugi bardziej przyczynił się do jego śmierci - wyjaśniła pokrótce, widząc, że trochę mi mina zrzedła, ale nadal byłam na swój sposób szczęśliwa, słysząc, że nie tylko ja zabiłam swojego tatuśka.
- Zakochałaś się w nim czy jak? - spytała na co ja wybałuszyłam oczy i od razu zaprzeczyłam - Twoja strata. Jest świetny w łóżku.
Zmierzyłam ją nienawistnym spojrzeniem, mrużąc groźnie oczy. 
- Wiesz, kiedyś nie wytrzymam i Cię zabiję.
- Powodzenia - powiedziała złośliwie - Wielu próbowało, wszyscy polegli - wzruszyła ramionami.

*

- An, powinnaś przestać bawić się jej psychiką - usłyszała męski głos za sobą. Nagana, oczywiście naganę zawsze dało się usłyszeć w jego tonie. On po prostu uwielbiał psuć jej zabawę.
- Przestań, przez lata znęcali się nad nią i nikt nie reagował, a ona przeżyła - rzuciła lekceważąco z machnięciem ręki. Chłopak podszedł do niej i stanął obok, tak, że patrzył na jej profil. 
- Nie widzisz ile przeszła? - spytał z niedowierzaniem. Dziewczyna zacisnęła mocno powieki, ale nic nie odpowiedziała - Dokładasz jej kłopotów - stwierdził, na co ta gwałtownie odwróciła się w jego stronę, nie mogąc znieść jego słów. Kto jak kto, ale on powinien ją rozumieć, a nie oceniać. 
- Przestań, nic nie wiesz! - podniosła głos, lecz słysząc jak echo w jaskini roznosi się na wszystkie strony, uspokoiła się na tyle by móc nadal do niego mówić - Wiem, co przeszła, wiem co czuła - oznajmiła roztrzęsiona - Ale to nie była moja wina.
- Jesteś tego pewna? - mruknął niewyraźnie. 
- Nie mogłam nic zrobić - wyszeptała do siebie.
- Mogłaś ją zabrać - wymamrotał.
- I powiedzieć prawdę!? - krzyknęła - Musisz zrozumieć, że to było dla jej dobra, a nie dla mojego kaprysu.
- Dobrze wiesz, że prawda jest inna - powiedział, wychodząc z pomieszczenia. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i chwyciła w jedną rękę najbliżej stojący wazon. Rzuciła nim, a ten rozbił się o twarde skały. 

*

- Pamiętasz, jak mówiłam, że Bonnie zerwała z Kol'em? - spytała Katherine, spoglądając na mnie. Zmarszczyłam czoło, próbując sobie przypomnieć kiedy coś takiego mówiła - Kolejny dowód tego, że mnie nie słuchasz.
- Nie ważne - machnęłam ręką - Co z nią? 
- Okazało się, że faktycznie już z nim nie jest - powiedziała dumna. 
- Ale dlaczego? Przecież świetnie się dogadywali.
- Twoja w tym głowa by się dowiedzieć - odparła, wstając i podchodząc do drzwi, kiedy ja nadal wpatrywałam się tępo w nią. Ona chyba nie mówi poważnie.
- Chyba coś Cię boli - żachnęłam się - Ja do niej nie pójdę. - oświadczyłam twardo, jednak jej już nie było. - Albo jednak pójdę? - spytałam sama siebie. Przecież to nie jest takie trudne. 


*

- Halo? - odezwał się męski głos w słuchawce.
- Witam z tej strony, Nell Pierce - powiedziałam szybko - Mam pewien problem.
- Jaki, panno Pierce? - dopytywał spokojnym, rzeczowym tonem. Odetchnęłam głęboko, jednak nie wiedziałam czy powiedzieć, że rozwaliłam drzwiczki, czy, że ktoś się do mnie włamał. Bądź co bądź, taka kobieta nie jest w stanie tak sama z siebie, ze swoją siłą, zniszczyć dębowych drzwiczek. 
- W sypialni mam rozwaloną szafę, czy jest możliwość naprawienia jej? 
- Oczywiście, proszę podać adres, na pewno ktoś do Pani przyjedzie - poprosił, wyjmując po swojej stronie notes i długopis. Podałam miejsce zamieszkania i szybko się rozłączyłam. Wzięłam klucze i z wampirzą szybkością zniknęłam.

*

Usiadłam w najciemniejszym miejscu i wyjęłam wszystkie swoje dokumenty. Paszport, dowód rejestracyjny, prawo jazdy... Spojrzałam na na papiery. Na wszystkich widniało to samo. Nell Pierce. Owoc mojej nienawiści do samej siebie. Nie raz zastanawiałam się, czy nie powrócić do prawdziwego imienia i nazwiska, jednak to dla mnie za dużo. Jedyne czego nie miałam to akt urodzenia. Tego mi brakowało i to musiałam zdobyć. Jedynym problemem było to, że nie wiedziałam jak może nazywać się moja rzekoma siostra. Schowałam dokumenty i wzięłam głęboki wdech. Może lepiej poznać dane mojej matki? Bądź co bądź, to było jedyne wyjście chyba, że jakimś cudem poznam tą dziewczynę. Co graniczyło z poznaniem Jezusa, czyli - niemożliwe. W każdym razie, przynajmniej nie jestem jedynaczką. Jedyne co mnie zastanawia to, dlaczego moja siostra ujawniła się dopiero teraz? Pewnie tak jak wszyscy zostawiła mnie. Nie wiem też czym jest. Bo zakładam, że zwykłą dziewczyną nie jest. Może wampir? Wiedźma, wilkołak? Nie wierzę, że mogłam mieć jeszcze kogoś z rodziny. Byłam pewna, że skoro ja byłam owocem gwałtu to znaczy, że nie mogę mieć rodzeństwa. Chyba, że moja matka była z innym. Z Vincent'em była kilka lat. Co ja bym dała, żeby ona teraz żyła. Najpierw kazałbym jej wytłumaczyć to wszytko, a dopiero później zabiłabym ją, powolną śmiercią. To byłoby piękne i tak wiem, że w tym momencie jestem skazana na potępienie, ale taka była prawda co do moich odczuć. Nienawidziłam moich rodziców. Bili mnie, poniżali, chcieli się mnie pozbyć. Byłam ciężarem, który oni biedni musieli dźwigać. Chciałabym by cierpieli tak jak ja. Żeby czuli każdy wymierzony policzek na swojej twarzy, by odczuwali każde kopnięcie w brzuch, by wiedzieli jak to jest czuć się bezwartościowym śmieciem, który nienawidzi siebie samego. Miałam nadzieję, że w tej chwili gnili w piekle. Był czas kiedy, żałowałam, że mnie urodzili. Wolałam umrzeć niż codziennie przed lustrem wpatrywać się tępo w siebie i myśleć: "Powinnam się nie narodzić". Jedyne co w sobie kochałam, to to, że potrafiłam bez problemu porozumieć się z osobami w domu dziecka i szpitalu psychiatrycznym. Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia, kiedy nagle stanęłam jak wryta, wpatrując się w mężczyznę stojącego przede mną. Uśmiechnął się diabolicznie w moją stronę, w czasie kiedy ja zauważyłam, że nikt w barze nie zwraca na nas uwagi. Jakby byli... zahipnotyzowani?
- Witaj, kochanie - przywitał się, a ja przełykając ślinę, spojrzałam na wyjście. Było blisko, po za tym, przecież on mi nic nie zrobi. Jestem nieśmiertelna,a on? On kim jest?
- Spadaj - syknęłam i wyminęłam go ostrożnie. Nie zaszłam za daleko, bo czarnowłosy pojawił się natychmiast przede mną, w wampirzym tempie. Miałam zamiar go walnąć, moja ręka była już przy jego twarzy, jednak on niewzruszony chwycił ją wyginając tak, że jęknęłam z bólu.
- Jestem hybrydą, złotko - powiedział, wyciągając drugą ręką strzykawkę z przeźroczystym płynem w środku - Nie masz ze mną szans - za nim zareagowałam wbił mi igłę w szyje, poczułam mdłości i po chwili jedyne co widziałam to ciemność przed oczami.

*

Katherine weszła do zadziwiająco cichego lokalu i przystanęła w pół kroku, widząc, że nie ma w nim jej przyjaciółki. Podeszła do stolika przy którym, miała siedzieć Nell i z zaniepokojona zaczęła się rozglądać. Nigdzie jej nie widziała. Coś ją tknęło i spojrzała w dół. Na podłodze leżała komórka, która z całą pewnością należała do brunetki. Przeraziła się i podbiegła do barmana, od razu wpływając na jego umysł.
- Co tu się stało? - blondyn spojrzał na nią jak na idiotkę i pokręcił głową odchodząc od niej i w rękach wycierając ściereczką szklankę. Spojrzała za nim zdezorientowana i oburzona. Wybiegła z baru i w wampirzym tempie udała się do kogoś kto jako jedyny mógł jej teraz pomóc. W dziesięć minut dotarła pod wielką rezydencję z nadzieją, że znajdzie w niej bruneta, który musi jej pomóc. Bez pukania, wpadła do mieszkania i od razu skierowała się w stronę salonu, w którym ostatnio dużo się działo. Odetchnęła głośno z ulgą na widok mężczyzny w garniturze, który właśnie wstawał z kanapy. Zatrzymał się i przyjrzał badawczo dziewczynie, ale nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy wampirzyca zaczęła mówić co ją tu sprowadziło. 
- Elijah, wiem, że jestem straszną suką, ale w tej właśnie chwili potrzebuję Twojej pomocy - wyrzuciła na jednym wdech, spoglądając na jego reakcję. Uniósł brwi do góry i znowu miał coś powiedzieć, kiedy po raz kolejny Pierce go wyprzedziła. 
- Nie nie chcę nikogo zabić - uprzedziła go - I nie zabiłam w ostatnich dwóch godzinach....
- Chciałem zapytać, w czym potrzebujesz pomocy, Katerino? - powiedział donośnym głosem, powodując u Petrovej, milczenie.
- Nell zniknęła - oznajmiła i na jej nieszczęście w pokoju nagle znalazła się Rebekah, od razu posyłając jej nienawistne spojrzenie. 
- I honorowy Elijah, ma Ci ją znaleźć - dokończyła z kpiącym uśmiechem, siadając na fotelu. Nienawidziła Katherine i nawet wiedząc, że jej brat jest w niej zakochany po uszy nie zamierzała jej odpuścić.
- Chcę tylko, by... - zacięła się i zamknęła nagle oczy. Ona chce, ale przecież to nie znaczy, że dostanie. Wampirzyca musiała się pogodzić z tym, że nie zawsze dostaje to czego się chce, czy tego pragnie czy nie.  
- Wykorzystać mojego brata - prychnęła, nie zwracając zbytnio uwagi na jej minę. - Jak zwykle. Ty się nigdy nie zmienisz - stwierdziła, ale szybko pożałowała swoich słów, widząc twarz Pierwotnego. 
- Pragnę znaleźć przyjaciółkę - wydusiła nie patrząc na Mikaelsona, po czym podniosła głowę, twardo patrząc prosto w jego oczy - Jeśli mi nie pomożesz, znajdę ją bez Ciebie - oznajmiła i miała zamiar odejść, lecz Elijah chwycił ją szybko za rękę, zatrzymując. Odwrócona do niego tyłem, mimo woli uśmiechnęła się na jego słowa.
- Pomogę Ci - oświadczył, czym oburzył blondynkę - Powiedz w czym problem - uniósł do góry kącki ust. Petrova odwróciła się do niego, patrząc mimo wszystko lekko zdumiona, na swojego lubego.
- Elijah...
- Ona Cię znowu wykorzystuje - przerwała jej Rebekah - Nie widzisz tego? - spytała, a Pierce nawet wiedząc, że Pierwotna się myli delikatnie się speszyła. Elijah widząc reakcję swojej Kateriny, patrzył na nią z troską i małym rozbawieniem, jednocześnie odpowiadając siostrze.
- Widzę, że chce odnaleźć przyjaciółkę - powiedział, na co osłupiała Bekah pokręciła głową - I zamierzam jej pomóc.
- Dziękuję - wyszeptała, na prawdę wdzięczna Mikaelsonowi. Niebieskooka usiadła z powrotem zrezygnowana i widocznie zażenowana zachowaniem bruneta. Razem z Katherine, Elijah spokojnie wyszedł z domu.

*

Bonnie po długiej burzliwej kłótni, którą od rana toczyła z myślami zdecydowała się odwiedzić dawną przyjaciółkę. Czuła do niej żal, to prawda, ale teraz tylko ona mogła jej doradzić. Zawsze dziwiła jej się, że tak doskonale wczuwa się w swoją rolę. Jakby była zawodowym psychologiem. Bennett z wahaniem podeszła do domu i kiedy miała zapukać drzwi otworzyły się, a z nich wyszedł niski staruszek z skrzynką. Spojrzał uprzejmie na dziewczynę i uśmiechnął się ciepło, jednak nie zatrzymał się, tylko podszedł do swojej furgonetki. Czarownica podbiegła do niego w chwili, kiedy otwierał drzwi od swojego auta.
- Przepraszam, gdzie dziewczyna, która tu mieszka? - spytała, na co ten spojrzał na nią jak na dziecko.
- Wyszła nie mówiła gdzie - odpowiedział i szybko wskoczył do swojego pojazdu. Ruszył maszyną i zostawił wiedźmę samą. Zrezygnowała z odwiedzin i postanowiła, że wróci do domu, jednak niepohamowana chęć zadzwonienia była większa i brunetka w końcu uległa, wyciągając z kieszeni telefon. Znalazła w kontaktach stary numer Nell i nacisnęła zieloną słuchawkę w nadziei, że wampirzyca nie zmieniła numeru.
- Tu telefon Nell, kto dzwoni? - odezwał się znudzony i zirytowany głos, który Bonnie rozpoznała dopiero po krótkiej chwili.
- Tu Bonnie, gdzie Nell? - spytała, kiedy wsiadła do samochodu, odpalając silnik. Dziewczyna po drugiej stronie zawahała się nad odpowiedzią. 
- Abonent czasowo niedostępny, prosimy zadzwonić później - rzuciła Katherine, udając kobietę, która zawsze denerwowała ją, gdy osoba do której dzwoni była po za zasięgiem. 
- Katherine, gdzie ona jest? - teraz to Bennett się zirytowała, na co ta westchnęła.
- No przecież mówię, że niedostępna jest - powiedziała, jakby było to oczywiste. Mulatka skręciła w ulicę, prowadzącą do jej domu i czekała, aż jej wróg wreszcie odpowie z sensem. Pierce czasami tak ją wkurzała, że zaczynała poważnie zastanawiać się, dlaczego Nell się z nią przyjaźni.
- To nie jest śmieszne.
- Nie miało być - odrzekła wyprowadzona z równowagi, wciskając czerwoną słuchawkę. Bennett mruknęła coś pod nosem i udała się do domu, bez nadziei, że w najbliższym czasie spotka byłą przyjaciółkę.

*

- Jak to zniknęła!? - wrzasnęła na bruneta, który stał przed nią i ze stoickim spokojem poinformował ją, że dziewczyna, którą miała się opiekować została porwana. 
- Jakiś chłopak, wszedł do baru i wstrzyknął jej werbenę do organizmu - oznajmił, na co da zbulwersowała się jeszcze bardziej.
- I nic nie zrobiłeś?! - wybuchła, bliska płaczu. Przyłożyła dłoń do czoła i w jakiś sposób próbowała uspokoić stargane wyznaniem chłopaka. Spojrzał na nią z wyrzutem i niezrozumieniem.
- Kazałaś się nie wtrącać - stwierdził. Dziewczyna roześmiała się histerycznie byle by się nie rozpłakać, bądź gorzej - rozwalić mu łeb. Kazała mu się nie wtrącać, a od kiedy to on ją słucha? Niedorzeczne, z chęcią wyrwałaby mu serce, byle tylko nie słyszeć dalej jego głosu.
- Kazałam Ci się nie wtrącać - wyszeptała, jednak takim głosem jakby mówiła to mała dziewczynka. Rozpaczliwie i piskliwym tonem. - Od kiedy słuchasz moich rozkazów!?
- Uspokój się - spojrzała na niego jak na idiotę, po czym zamknęła oczy - Znajdzie się - został przygnieciony do ściany, z wampirzą szybkością, co nawet dla niej było zaskoczeniem.
- Inaczej Cię zabije - wywarczała , obnażając kły i puszczając go. Odeszła od niego i zniknęła za zakrętem.

*

- Na prawdę jestem Ci wdzięczna, Elijah - powiedziała do niego, siedząc na miejscu pasażera i przyglądając się drzewa jakie mijali, jadąc samochodem. Spojrzał na nią. Nie mógł uwierzyć, że przez ten krótki czas Katherine zmieniła się w jego Katerinę. Tak bardzo pragnął tego i teraz kiedy tak na nią patrzy, nie może uwierzyć swoim oczom. 
- Potrzebowałaś pomocy - oznajmił po chwili, lecz nie odwracał wzroku od drogi - Damie w potrzebie się nie odmawia - uśmiechnął się do niej miło. Brunetce na te słowa zrobiło się ciepło w sercu, choć wiedziała, że jeśli okaże więcej dobroci , ludzie zaczną oczekiwać, że już zawsze taka będzie. Nie mogła na to pozwolić. Nigdy nie będzie taka jak wcześniej.
- Elijah, tylko się nie przyzwyczajaj - ostrzegła go.
- Dlaczego? - zapytał, nie pokazują, że słowa dziewczyny lekko go zasmuciły.
- Wiedz, że nigdy nie będę taka sama - powiedziała, patrząc na widoki za oknem. Cieszyła się, że tu jest. Z nim, w jego aucie. Nie mogła go jednak zwodzić i oszukiwać. Nie zasługiwał na to.
- Nie przeszkadza mi to - stwierdził po chwili, czym zdziwił Petrovę.
- Kłamiesz - odezwała się, choć wiedziała, że to nie możliwe.
- Dobrze wiesz, że ja nie kłamię - powiedział rozbawiony. Resztę drogi przemilczeli, każdy myśląc nad czymś zupełnie innym.

*

___________________________________________
 I jak? Podoba się? Mnie tak szczerze, średnio. Może lekko przesadziłam z Kath. Dzisiaj było jej dość dużo. Przebaczcie mi proszę :D Jak myślicie kim są nowe postacie? Oraz co myślicie o siostrze Nell? 
Pechowa trzynastka... 
Pozdrawiam i do napisania J <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Nielivka