To
był wysoki mężczyzna, miał czarne włosy i szare oczy. Ubrany był w jeansy i
czarną bluzkę. Pachniał jak pies. Patrzył na mnie ze współczuciem. Nie dziwię
mu się. Jaka dziewczyna biega po lesie, rycząc jak dziecko? Stanęłam już
spokojna i spojrzałam na niego. Nie był agresywny, i nie wyglądał na
niebezpiecznego. Może należał do jakiegoś stada. W końcu to wilkołak, czuć na
kilometr.
- Co
cię tu sprowadza? Na bagna? – Zapytał podchodząc bliżej
– Nic ważnego – Powiedziałam i już się odwróciłam. Miałam iść, kiedy znikąd pojawił się na mojej drodze. Stanęłam tak, że patrzyłam prosto w jego oczy. Dotknął mojego policzka i pogładził ręką. Odwróciłam się znowu to samo, stanął ma mojej drodze. W tej samej chwili wpił się w moje usta. Co za bezczelny…! Odepchnęłam go i z całej siły walnęłam w policzek. Uśmiechnął się arogancko. Tego już za wiele podeszłam do niego i udałam, że chcę jeszcze. Nabrał się. Miał mnie znowu pocałować, kiedy walnęłam go kolanem w brzuch. Zgiął się w pół i teraz klęczał. Jeszcze raz kopnęłam tym razem w plecy tak, że teraz leżał na wilgotnej trawie.
– Nic ważnego – Powiedziałam i już się odwróciłam. Miałam iść, kiedy znikąd pojawił się na mojej drodze. Stanęłam tak, że patrzyłam prosto w jego oczy. Dotknął mojego policzka i pogładził ręką. Odwróciłam się znowu to samo, stanął ma mojej drodze. W tej samej chwili wpił się w moje usta. Co za bezczelny…! Odepchnęłam go i z całej siły walnęłam w policzek. Uśmiechnął się arogancko. Tego już za wiele podeszłam do niego i udałam, że chcę jeszcze. Nabrał się. Miał mnie znowu pocałować, kiedy walnęłam go kolanem w brzuch. Zgiął się w pół i teraz klęczał. Jeszcze raz kopnęłam tym razem w plecy tak, że teraz leżał na wilgotnej trawie.
-
Najpierw czekaj na pozwolenie, potem rób. –Syknęłam, a on nadal leżał i jęczał
z bólu. Westchnęłam i poprawiłam niesforny kosmyk włosów. Chyba mocno go
kopnęłam. Należało mu się. Kto to widziałby całować ledwie znaną dziewczynę,
jeszcze w lesie? Ale w sumie całował nieźle. Szybko skarciłam się w myślach.
Odeszłam od niego i zaczęłam maszerować w stronę domu. Całe to zajście
sprawiło, że wytrzeźwiałam. Po co się nad sobą użalać. Cały ból i smutek
wyparował, zastąpiło go wtedy oburzenie. Ja go nawet nie znałam. Co za du**k! Ani
się obejrzałam, a już byłam pod domem, było już bardzo ciemno, weszłam do niego
i od razu pokierowałam się do łazienki. Zdjęłam z siebie ubrania, a komórkę
położyłam na umywalce koło wanny i pościłam wodę. Wyjęłam z szafki świeczki o
zapachu róży i poustawiałam na brzegach wanny. Włączyłam z urządzenia piosenkę
Give Me Love – Eda Sheerana i włączyłam powtarzanie. Zgasiłam światła i
pozapalałam świeczki. Weszłam do przyjemnie gorącej wody i zamknęłam oczy. Było
mi tak przyjemnie, zapach róż otaczał mnie ze wszystkich stron, muzyka była
miodem dla moich uszu i ta atmosfera… Chciałabym tak zawsze. I odpłynęłam w
krainę marzeń, rozkoszując się różami, ciemnością i muzyką, jaka mnie otaczała.
***
Tymczasem
Bonnie i Katherine były całkiem pijane. Tańczyły ze wszystkimi, piły na
zakłady. Zapomniały o wszystkim. O problemach, chłopakach i cieszyły się chwilą
wolną. Nigdy się nie lubiły, ale Katherine wiedziała, że obie potrzebują
odpoczynku. Zabawiały się ze wszystkimi. Była dwudziesta druga, a one nadal
piły i piły. W końcu obie wskoczyły na stół. Tańczyły tak zmysłowo, że inni
zaczęli bić im brawa. Traktowały wszystko jak zabawa. Katherine zeszła tylko na
chwilkę by wziąć od barmana kolejną butelkę bourbona. Wszystko się kręciło, ale
one nadal tańczyły, było im tak dobrze, że tańczyły obie z butelkami w ręku.
Wszystko z góry dla nich było publicznością, a one dawały pokaz. Z głośników
leciała teraz Inna- More then friends. Śmiały się i śmiały. Po kilku sekundach
do lokalu weszło dwoje ludzi. Jeden w dopasowanym garniturze, drugi w jeansach
i brązowej skórzanej kurtce. Kiedy ich zobaczyli co wyprawiają dziewczyny od
razu do nich podeszli. Wyglądali na dość rozbawionych, Bonnie i Katherine były
tak pijane, że ich nie widziały i nie przestawały tańczyć.
- A
nie mówiłem, że tak będzie? – Odezwał się Elijah, a Kol pokiwał rozbawiony
głową. Był zapatrzony w Bonnie. Jeszcze nie widział jej pijanej i do tego
tańczącej.
– Trzeba je ściągnąć. – Stwierdził Kol. Podeszli do dziewczyn i jednym szybkim ruchem ściągnęli je ze stołu. – Nie za długo tam siedziałyście? – Zapytał, kiedy byli już w samochodzie Kol. Dziewczyny siedziały na tylnym siedzeniu i chyba nie wiedziały, o co chodzi były tak rozbawione, że odezwała się po chwili tylko Bonnie:
– Trzeba je ściągnąć. – Stwierdził Kol. Podeszli do dziewczyn i jednym szybkim ruchem ściągnęli je ze stołu. – Nie za długo tam siedziałyście? – Zapytał, kiedy byli już w samochodzie Kol. Dziewczyny siedziały na tylnym siedzeniu i chyba nie wiedziały, o co chodzi były tak rozbawione, że odezwała się po chwili tylko Bonnie:
-
Cicho, ja powiem, dobra – Szepnęła nadal rozbawiona Bonnie, Kath kiwnęła
twierdząco głową tak samo rozbawiona – No, więc – Zaczęła poważnym tonem
Bonnie, a Kath wybuchła śmiechem – Cicho- Skarciła ją odwracając się w jej
stronę. – To ona mnie do tego zmusiła. – Powiedziała szeptem.
– Nie prawda! Zaprzeczyła od razu Katherine.
– Nie prawda! Zaprzeczyła od razu Katherine.
-
Okej, może siedzicie cicho obie? Opowiecie wszystko jutro. – Powiedział Elijah
i tak obie dziewczyny milczały jak zaklęte całą drogę do rezydencji
Pierwotnych.
***
Do
wielkiej rezydencji Mikaelsonów dojechali o dwudziestej drugiej. Katherine i
Bonnie nie były już tak rozbawione jak w barze, ale nadal nie trzeźwe. Kol
wziął do siebie Bonnie a Elijah Katherine. Bonnie poszła bez oporów, ale Kath
upierała się by pojechać do domu.
- Naprawdę
mogę iść do domu, jestem trzeźwa.
Mówiła
dość pijackim głosem.
- Jasne,
teraz do pokoju.
Powiedział
Elijah tak władczym tonem, że Kath w końcu ustąpiła i posłusznie poszła za nim.
Bonnie nie miała ochoty na sen, nie była zmęczona, no nie tak bardzo. Alkohol
dał jej w kość. Przysięgła sobie w duchu, że już więcej nie napije się tak
dużo. Wszystko to po to by zapomnieć. O jej słowach, o wszystkim, co przeżyła
Nell… Claudia… Bonnie sama zaczęła się w tym wszystkim gubić. Najpierw
„Zmartwychwstanie”, później unikanie jej, na końcu spotkanie i wyznanie prawdy.
W
sumie alkohol jej pomógł. Choć przez chwilę przestała czuć. Przedtem musiała
pomagać wszystkim, nie miała czasu dla siebie. Teraz, kiedy nie ma Eleny i
Jeremy ’ego… Jest choć trochę lepiej.
Czuła się okropnie, dlatego, że tak o tym myślała.
- Nie
jesteś zmęczona? – Zapytał Kol. Mimo dużej ilości alkoholu, Bonnie była już
bardziej trzeźwa. Zaczynała jasno myśleć.
– Nie. – Odpowiedziała, siedząc na jego łóżku i spoglądając przed siebie. Krótka odpowiedź, a tak znacząca.
– Nie. – Odpowiedziała, siedząc na jego łóżku i spoglądając przed siebie. Krótka odpowiedź, a tak znacząca.
-
Jesteś pewna? – Spojrzała na niego swoim mętnym wzrokiem. Alkohol puszczał a
ona coraz bardziej przypominała sobie, o czym chciała zapomnieć.
– Dlaczego? – Zapytała. Teraz on spojrzał na nią nie rozumiejąc pytania. Odwróciła wzrok i zaczęła patrzeć znowu przed siebie. Zmrużyła oczy i skierowała swój wzrok w obraz wiszący nad stolikiem nocnym. Przedstawiał zwykły las, ale jaki niezwykły. Miał coś w sobie. Coś, co przyciągało wzrok Bonnie.
– Dlaczego? – Zapytała. Teraz on spojrzał na nią nie rozumiejąc pytania. Odwróciła wzrok i zaczęła patrzeć znowu przed siebie. Zmrużyła oczy i skierowała swój wzrok w obraz wiszący nad stolikiem nocnym. Przedstawiał zwykły las, ale jaki niezwykły. Miał coś w sobie. Coś, co przyciągało wzrok Bonnie.
-,
Dlaczego? Dlaczego to wszystko się stało? – Nie przestawała mówić. Jej obojętny
ton głosu, był podobny do tego, którym zwykła mówić Katherine, maskując
wszelkie emocje. – Gdyby nie wy wszystko byłoby inaczej. Moja babcia by żyła, a
ja nie byłabym taka jak teraz. Czarownicą. Osobą, która wie o istnieniu
nadprzyrodzonych istot. Wszystko było by inne. – Jej głos zmienił się –
Wszystko przez wampiry.
Kol
chyba chciał coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział, co. Za to Bonnie dalej
pod wpływem alkoholu mówiła to co ją dręczyło najbardziej, tylko teraz raczej
do siebie niż do Kola.
-
Nigdy nie sądziłam, że będę mogła poznać Pierwotnych bliżej. – Zaśmiała się -
Bliżej niż….
I
nagle uśmiech z jej twarzy zszedł. Wszystko przez jedną osobę. To ona to
zaczęła. Bonnie nie miała jej tego za złe. Jednak, kiedy tylko ta jedna osoba
była w kłopotach, miała ze sobą dwoje sojuszników. Pomagali jej we wszystkim.
Zawsze ona była najważniejsza. Miała nawet po swojej stronie Elijah. Wszystko,
dlatego, że miała kilka cech, które cenił. Gdyby jednak tego nie zaczęła,
Bonnie nadal byłaby zwykłą nastolatką. Nie winiła jej o nic.
-Wszystko
przez jedną osobę. – Spojrzała na niego jakby dostała olśnienia. Prychnęła. – Masz
moją torebkę?
Podał
jej torebkę, a ona bez słowa wyciągnęła z niej komórkę i słuchawki. Musiała się
zrelaksować, jeśli chciała zasnąć spokojnie. Wiedziała, że rano będzie miała
kaca. Więc, włączyła najbardziej lubianą przez siebie piosenkę i położyła się
na wygodnej pościeli. Słuchając muzyki zapomniała o bożym świecie.
***
. Musiałam
przyznać, że mimo wszystkiego, co się dzisiaj stało, czułam się wspaniale.
Jednak chciałam się też dowiedzieć, kim był owy chłopak. Co jak co, ale jego
postać intrygowała mnie coraz bardziej. Nie rozumiałam jego zachowania w lesie.
Jednak mimo wszystko to mogło poczekać. Chciałam korzystać z czasu, jaki mi
został. Przyjemna kąpiel i muzyka, uspokoiła mnie tak bardzo, że zachciało mi
się rysować. Wzięłam leżący na brązowej kanapie, zeszyt z ołówkiem i usiadłam
na kanapie. Zaczęłam rysować coś z pamięci. Najpierw naszkicowałam włosy,
musiałam do tego mocno przycisnąć ołówek. Później oczy i reszta twarzy. Oczy
były tak samo czarne jak włosy. Skórzana kurtka, i szara koszulka. Rysy twarzy
były tak bardzo…. Przypominały mi kogoś i jeszcze te… inicjały? T.L. Nie
znałam nikogo takiego. I znowu nie wiedziałam, kogo rysowałam. Zrezygnowana,
odłożyłam otwarty zeszyt na stolik. Gdybym tylko mogła przypomnieć skąd go
znam. Coraz bardziej zaczyna mnie to denerwować. Na dodatek zaczynam myśleć, że
mam coś z głową. Wpatrywałam się w sufit. Nie wiedziała nawet gdzie jest Kath i
Bonnie. Wyjęłam z kieszeni jeansów, telefon i wybrałam jej numer.
-
Halo?
-
Cześć, gdzie jesteś?
-
Nell, cześć, jestem u Mikaelsonów, a ty?
-
Dlaczego jesteś u NICH?
Podkreśliłam
ostatnie słowo.
-
Miałyśmy małą imprezę… - Przerwałam jej – MY?
Chwila
ciszy.
- No
z Bonnie.
-
Acha. – Kontynuowała – Zabalowałyśmy i musieli nas ściągać ze stołu.. –
Zrobiłam wielkie oczy, a Kath mówiła dalej -… Usnęłam na chwilę u Elijah, ale
wiesz… No wiec obie mamy kaca, jeszcze śpi a ja…
Przerwała
na chwilę – A gdzie ty?
-
Ach… Muszę się z tobą spotkać, ale na razie leczcie kaca, ja i tak mam jeszcze
inne sprawy.
-
OK., to do zobaczenia!
- Pa.
Rozłączyła
się. Zostałam sama. Wszystko przez to, że się uniosłam. Trzeba było im nic nie
mówić.
Stój,
zero smutania! Włączył mi się alarm. Spojrzałam jeszcze raz na obrazek. Dziwne,
może jednak go znałam? Widziałam? Musiał być powód. Zawsze, kiedy rysuję coś,
lub kogoś i go możliwe, że znam, wypada mi po prostu z głowy. Jestem pokręcona.
Ale jestem sobą. Może przyjdę w odwiedziny? Czemu, nie? Nie mam, co robić, ale
z drugiej strony jest już po dwudziestej trzeciej. Nie zostało mi nic innego
jak iść spać. Jutro możliwe, że dowiem się, kim był tajemniczy mężczyzna,
spotkam się z Kath. Jakby nic się nie stało. Poszłam do sypiali i usnęłam.
__________________________________________________________________-
Krótki, ale zawsze coś. Mam w szkole tyle konkursów i prac, że ledwo daję radę. Nie wiem czy podoba mi się ten rozdział czy nie, ale tak czy siak proszę o szczere komentarze. Niedługo pojawi się 8 rozdział, już go kończę.
Jak myślicie kim jest " Tajemniczy Mężczyzna"? Kilka przekleństw było, ale wiecie, to w końcu kobieta, z charakterem.
Do Napisania J <3