niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 4

Długo głowiłam się, co może oznaczać ten koszmar. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Nie byłam też pewna, czy to, co widziałam na pewno było lisem. Być może to nie było jedno zwierze tylko dwa? Lis i wilk. Lis mi się wydaje nie wyje do księżyca. Nie rozumiałam, a może po prostu nie chciałam rozumieć?
Dzisiaj była sobota, więc nie ma wykładów. Wspaniała okazja by spotkać się z Bonnie. Słońce świeci, jest przyjemnie, ona ma wolne. Czego mogłabym chcieć więcej? A po za tym z chęcią spotkałabym się z nią, kiedy indziej, ale oczywiście musiałam powiedzieć Katherine, że się z nią spotkam dzisiaj. Westchnęłam w duchu, mogłabym więcej myśleć. Boję się w ogóle myśleć jak mnie przywita. Zostawiłam ją bez słowa pożegnania, a po tym ja wyszłam po za mury domu dziecka, które nazywałam szpitalem psychiatrycznym, to ona pomogła mi się podnieźć. Ja nie mogłam sobie pozwolić na jakikolwiek błąd. Nie teraz. Muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy. Muszę zdobyć jej wybaczenie.
Przestałam w końcu o tym myśleć, wstałam z fotelu na którym siedziałam i pokierowałam się do kuchni.  Zrobiłam sobie kawę i spojrzałam na zegarek nad blatem. Była dziesiąta trzydzieści. Westchnęłam, Bonnie na pewno była w akademiku. Nie wiem czy powinnam teraz tam iść. Wypiłam do końca kawę i pomaszerowałam w stronę mojej sypialni. Weszłam do niej i podeszłam do wielkiej szafy. Otworzyłam ją i postanowiłam zmienić ubranie, w którym byłam, przejrzawszy się najpierw w lustrze. Miałam na sobie czarną sukienkę do kolan, czerwone szpilki i jakiś beżowy sweterek. Byłam totalnym bezguściem. Zdjęłam szybko wszystko,co miałam na sobie i rzuciłam do prania. Po tych czynnościach podeszłam jeszcze raz do szafy i się w nią wpatrywałam. Postanowiłam ubrać się tak*.To był mój styl kochała go. No, więc przebrałam się w te ciuchy i wyszła z sypialni, prowadząc się na powrót do kuchni. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej woreczek z krwią. Opróżniłam go szybko i wyrzuciłam go do kosza. Wzięłam moją czarną kurtkę i torebkę z wieszaka i wyszłam.
***
Spacerowałam po parku, obserwując ludzi. Rozmawiali, śmiali się, niektórzy byli studentami uczącymi się w szkole Bonnie. Ja natomiast skierowałam się w stronę ławki przy małym strumyku. Usiadłam na niej i spoglądałam w dal podziwiając naturę, byłam jej miłośniczką. Wyjęłam telefon i spojrzałam na zegarek była dwunasta dwadzieścia. Westchnęłam zirytowana, że tak szybko mija czas i już miałam chować komórkę kiedy ktoś,  do mnie zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym wyświetlało się imię: KATHERINE. Chwilę zastanawiałam się czy odebrać, po czym westchnęłam i odebrałam.
- Halo?
Powiedziałam uprzejmym tonem. Nie wiedziałam po co dzwoniła, ale coś mi podpowiadało, że chodziło o Bonnie.
- Cześć, spotkałaś się już z nią?
W jej głosie słychać było obawę i ekscytacje.
- Kto normalny odwiedza kogoś przed południem?
Zapytałam z zażenowaniem.
- Nie wiem – Powiedziała – No, ale kiedy się z nią spotkasz? Mówiłaś, że dzisiaj.
Powiedziała z wyrzutem. Nie byłam pewna, dlaczego o to pytała, kiedy się z nią spotkam to się spotkam. Prędzej czy później ktoś jej o mnie powie.
- Spokojnie, spotkam się z nią, kiedy będę miała czas.
Odpowiedziałam nad wyraz spokojnie.
- Dobra, jak chcesz, muszę kończyć jestem głodna.
Powiedziała, co nie ulegało wątpliwości z irytacją.
- Na razie!
- Pa.
Pożegnałam się i włożyłam komórkę do kieszeni kurtki. Mam nadzieję, że się z nią spotkam. Nie ulega wątpliwości, że się boję tego spotkania, więc nie wiem czy dam radę. Zwłaszcza, że ona możliwe, że mnie nienawidzi. To najbardziej mnie przerażało. Nie bardzo wiem, dlaczego? Zawsze byłam obojętna na to, co czują do mnie inni. Być może Bonnie stopiła moje lodowate serce na tyle bym zaczęła, choć trochę czuć. Kiedyś nawet chciała mnie umówić z jej przyjacielem… czekaj jak miał na imię? Aaa, tak, Matt. Piękne imię, dobre serce, przystojny, super charakter, ale nie mój typ. Tak, więc nie miałam pojęcia jak to jest być kochanym i zakochanym. Więc nie rozumiałam jej i innych. Z tego wszystkiego obudził mnie głos, bardzo znajomy zresztą.
- Ciętej riposty to mu nie brakuje. – Powiedział pierwszy głos – Racja, zwłaszcza w sytuacjach wielkiej powagi.
Powiedział drugi.
A mnie zamurowało, znałam ten pierwszy. Należał on do Bonnie, ale ten drugi mi gdzieś świtał. Siedziałam bez ruchu. Teraz? Akurat teraz musiała się pojawić? Czy ci ludzie nie mają nic do roboty o dwunastej? Co ja teraz robie? Pytałam się w duchu. Okej może jakoś przejdę niezauważona? Marne szanse. Powiedział głos podświadomości.
Wstałam powoli odwrócona do nich tyłem. Wygrzebałam z torebki moją starą czapkę z daszkiem i założyłam na głowę. Odwróciłam się do nich przodem ze spuszczoną głową i zaczęłam normalnie iść.
Właśnie miałam ich mijać, kiedy jej głos mnie powstrzymał:
- Skąd ją masz?
Zapytała chwytając mnie za rękę. Zauważyłam, że oderwała się od swojego towarzysza.
- Pytałam skąd ją masz?
- Nie wiem, o co ci chodzi.
Oznajmiłam coraz bardziej zdenerwowana. Skąd mogłam wiedzieć, że zobaczy tą bransoletkę? Myślałam, że o niej zapomniała. Bransoletka była z miedzi i miała taki jakby wzór*. Była wykonana przez czarownice. Ale dlaczego musiała o niej pamiętać? Zapytałam siebie zrozpaczona.
Tym czasem ona nadal mnie trzymała i chyba doznała szoku. Puściła moją rękę i zaszokowana wpatrywała się we mnie. Jej towarzysz był zaniepokojony cała tą sytuacją.
- Nell….
Powiedziała tylko tyle. A ja zrozumiałam, że moja przykrywka została spalona. Podniosłam głowę i spojrzałam na tą dwójkę. Teraz nie tylko ona była w szoku. Patrzyłam na nią i na jednego z Pierwotnych, Kola Mikaelsona, przystojnego, aroganckiego, porywczego wampira.
- O co tu chodzi?
Wtrącił się Pierwotny, ale my tylko wpatrywałyśmy się w siebie.
- Przepraszam, mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze.

Powiedziałam tylko tyle i w wampirzym tempie uciekłam, zostawiając Bonnie i Kola samych w parku.

_____________________________________________________________________

Wiem, że badziewie ale mam nadzieję, że jest znośne.
Proszę o szczere komentarze co do opowiadania.

Do Napisania J :)




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Nielivka