środa, 5 marca 2014

Rozdział 1



Kiedy obudził mnie mój alarm było już grubo po szóstej. Ostatnio nie mogłam zasnąć a raczej wstać. Wiele nie myśląc wstałam i podszedł am do wielkiej szafy wyciągnęłam z niej potrzebne rzeczy i pędem udałam się do łazienki. Kiedy do niej weszłam uderzył mnie zapach mięty, na zimnych kafelkach przeszedł mnie dreszcz. Chciałam się go pozbyć, tego zmęczenia i zniechęcenia, mimo iż byłam wampirem dokucza mi to teraz bardziej niż kiedykolwiek. Weszłam do kabiny prysznicowej i oblałam swoje ciało gorącą wodą. Trwało to tak z pół godziny. Kiedy wyszłam zabrałam wcześniej przygotowane ubrania i zaczęłam je po kolei wkładać. Nie byłam nigdy za bardzo wymagająca, ubrania które postanowiłam założyć stanowiły czarne jegginsy, brązowe kozaki i fioletowa bluzka na-ramkach, na to czarna skórzana kurtka. Nie znałam tego miasta, ale wiedziałam, że mają super bar na Bourbon Street. Wzięłam torebkę i komórkę, po czym udałam się tam.


***

Weszłam do wielkiego lokalu i od razu uderzył mnie mocny zapach alkoholu. Uwielbiałam go a raczej się do niego przyzwyczaiłam. Kiedy byłam w Chicago odwiedzałam dużo takich miejsc, żeby zalać smutki, ale to... w życiu nie byłam w takim klubie. Wiele nie myśląc podeszłam do barku.

Usiadłam i zaczęłam myśleć co dalej. Co jeśli Bonnie mi jednak wybaczyła? Odkąd wyjechałam cały czas za nią tęskniłam. Ciekawe czy ma chłopaka? Ja w tym całym zamieszaniu zapomniałam o jakiejkolwiek miłości. Nie było mi to w głowie, a po za tym całkiem przypadkiem zadałam się z Katherine, co nie wyszło mi na dobre. Dwa razy przynajmniej chciano mnie zabić za pomaganie jej. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest zimną, bezduszną suką, ale ja spędziłam z nią rok i trochę ją poznałam. Straciła rodzinę bo chciała żyć, i było tak, że miała chwile zawahania. Rozumiem ją. Z głębokich, i to bardzo, rozmyślań wyrwał mnie barman pytając.

- coś podać?

- bourbon z lodem.

Odpowiedziałam automatycznie. Nie wiem czemu ale ostatnio tylko to piłam, choć nie byłam alkoholiczką. Nie minęła minuta a dostałam swoje zamówienie. Wzięłam w ręce szklankę i od razu opróżniłam ją do połowy. Chyba miałam doła.

Patrzyłam nieobecnym wzrokiem, w jakiś punkt który tylko ja widziałam. Znów pogrążyłam się w rozmyślaniach. A co jeśli znowu zechcą mnie ukarać, za grzechy przeszłości? Zabiją Cię. Szepnął mój jak zwykle szczery do bólu głosik podświadomości. A jeśli to okaże się prawdą? Miałam prosty plan. Pokazać się w końcu Bonnie. Nie wiem tylko czy ona tego chce? Co jeśli nie będzie mnie chciała widzieć do końca swojego życia? Co ja wtedy zrobię?

- dlaczego, ja się nad sobą użalam?

Zapytałam się szeptem zorientowawszy się, że zaczęłam dramatyzować. Opróżniłam szklankę do końca po czym wyszłam z baru. Miałam dość tamtego nastroju, taki jakiś pozytywny. A ja ostatnimi czasy nienawidziłam wszystkiego co wiązało się jakkolwiek z czymś szczęśliwym. Byłam jakaś przewrażliwiona, można tak powiedzieć. Ale co ja mam zrobić? Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam na godzinę. Była jedenasta dziesięć, więc spędziłam w klubie coś koło pięciu godzin, Jezu aż tyle myślę? Zapytałam się w środku.

- dość tego! Weź się w garść Pierce!

Krzyknęłam do siebie. Szczerze to nie wiem czemu mówię ciągle do siebie. No cóż weszło mi to najwyraźniej w nawyk. Była jedenasta więc postanowiłam coś zjeść a, że nie miałam przy sobie torebki z krwią to postanowiłam znaleźć sobie jakąś ofiarę.

***


Przeszłam chyba z pięć przecznic zanim znalazłam jakiś ciemny zaułek. Na końcu ciemnego i mokrego korytarza bo tak można to było nazwać, znalazłam dziewczynę. W wampirzym tempie znalazłam się obok niej. Była na moje oko bezdomna, podarte ubrania i na dodatek ćpała. Chwyciłam ją za ramiona i chyba teraz jakby się ocknęła bo zapytała przestraszona.

- Kim jesteś...?

Nie zdążyła dokończyć po w tym samym czasie wpłynęłam na jej umysł. Zaraz po tym moja twarz zmieniła się w sekundę z ludzkiej w wampirzą. Patrzyła na mnie z przerażeniem, w oczach, które jednocześnie wyrażały chęć ucieczki. Moje kły wydłużyły i momentalnie wybiłam je w tętnice szyjną dziewczyny. Po dwóch minutach oderwałam się od niej i po czym padła martwa na ziemie. Wbiłam w nią swój wzrok. Nie Miałam wyrzutów sumienia, ale było mi jej żal. Taka bezbronna, sama i odrzucona pewnie przez rodzinę. Oderwałam wzrok od jej martwego ciała i wierzchem dłoni wytarłam usta. Po czym skierowałam się w stronę wyjścia z zaułku.


***

Zaraz po tym, pysznym posiłku, udałam się do mojego domu. Zaczynało się już ściemniać, więc nadchodziła już pora wampirów i balangi. Nie za bardzo chciałam się tam teraz znaleźć, ale ochota na imprezę, była zbyt wielka. Zawróciłam i w wampirzym tempie udałam się do baru, Rousseau.

***


Była ósma, a ja byłam już w Rousseau, chyba z trzy godzina jak nie więcej. Poznałam nowych ludzi, kulturę... Ale najciekawsze było to, że jeden z tamtejszych ludzi opowiedział mi historię założenia miasta. Myślałam, że był to ten jeden komandor czy tam porucznik, a tu proszę! Okazało się, że nie wiele uczonych wie, że było to trojgo rodzeństwa które spotkało się tam po latach rozłąki. Nie wiedziałam, że gdzieś była wzmianka o tym, że Pierwotna rodzina wampirów założyła Nowy Orlean. WOW, doznałam szoku! Ale teraz, serio musiałam iść spać. Wyszłam z baru i jakby nigdy nic, w wampirzym tempie znalazłam się w domu.

Żeby nie zabalować jeszcze bardziej, udałam się od razu do łóżka, w nadziei, że nie będę miała kaca.

Usnęłam.

------------------------------------------------------------------------------

Nie wiem czy ktoś to czyta, ale chciałabym tylko wiedzieć czy według Was to co piszę jest fajne.
Jeśli komuś się nie podoba to niech napisze. 
 Do Napisania. J :) 



                                                                                                               

                                                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Nielivka