Rozdział
5
Długo
nie mogłam się otrząsnąć…, Co ja mówię? W ogóle się nie otrząsnęłam! Jej widok
i Pierwotnego zwalił mnie z nóg. Oni przyjaciele? Ja chyba śnię. Zaraz po tym
zdarzeniu, wróciłam do domu, była czternasta. Postanowiłam, że uduszę Katherine
za nie powiedzenie mi prawdy. Wzięłam komórkę ze stolika nocnego i wybrałam jej
numer.
Odebrała
po dwóch sygnałach:
-
Hej!
-
Cześć, możesz do mnie przyjechać?
Zapytałam
bez ogródek.
-
Jasne, coś się stało?
- Nie
muszę po prostu z Tobą porozmawiać.
-Okej,
będę za pół godziny.
Rozłączyła
się. Nie okłamywałam jej. Chciałam porozmawiać, ominęłam tylko jeden drobny
szczegół. Zupełnie nie ważny. Miałam pół godziny, więc postanowiłam się napić.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafki z alkoholem. Wyjęłam z niej bourbon i
nalałam do szklanki, ponownie usiadłam na łóżku i popijałam bursztynowy płyn.
To, że Bonnie była z Pierwotnym, mnie nie uspokajało. Bałam się o nią. Chciałam
dowiedzieć się od, Katherine, co ich jeszcze łączy. Ona wiedziała więcej niż
mówiła, wiem to. Wypiłam do końca płyn i odłożyłam szklankę na stolik nocny, w
tej samej chwili, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam i podeszłam do drzwi.
Otworzyłam je i od razu rzuciłam się na niczego spodziewającą się Katherine i
przygniotłam do ściany, dusząc gardło tak, że ledwo mogła oddychać.
-
Mogę wiedzieć, czemu…się…na mnie… rzuciłaś?!
Wychrypiała.
-
Dlaczego mi nie powiedziałaś!? Że przyjaźni się z Kol’em?
Wyjaśniłam
już trochę spokojniej, widząc, że nie wie, o co chodzi. Byłam wściekła, ale
widząc, że moja przyjaciółka traci przytomność, puściłam ją. Upadła na ziemie i
zaczęła rozcierać sobie szyję.
- Nie
pytałaś. – Ciągnęła widząc, że posłałam jej wrogie spojrzenie – Dobra, bałam
się twojej reakcji.
Mój
gniew złagodniał, na, tyle, że jej można powiedzieć wybaczyłam. Sama nie jeden
raz nikomu nic nie mówiłam, bo bałam się ich zachowania.
- I
jak? – Zapytała siadając na fotelu, ale widząc, że nie rozumiem pytania
ciągnęła – No to spotkanie? Jaka była JEJ reakcja?
Opowiedziałam
jej całą historię ze szczegółami, a ona słuchała z szeroko otwartymi oczami.
-WOW,
- Powiedziała na końcu, – Ale jaka bransoleta?
Pokazałam
jej mój prawy nadgarstek, na którym ukazała się owa dziwna bransoleta z
magicznym wzorem. Kochałam ją. Jak myślałam jej wzrok od razu spoczął na wzorze.
- Co
to za…..?
Nie
wiedziała jak to nazwać, ale wiedziałam, że chodziło jej o to, co widniało na
bransolecie.
- To
znak Celtów, ale tylko czarownice lub wyższe istoty mogą go zobaczyć –
Powiedziałam – Ty go nie widzisz, możesz zobaczyć tylko wzorek.
Wyjaśniłam.
Ja byłam wampirem, a raczej można tak powiedzieć. Na razie stawiam, że jestem
tylko wampirkiem, a nie jakąś hybrydą. Jak Klaus.
-
Okej – Powiedziała – To, co teraz zrobisz?
- Nie
wiem. Biedaczka mam nadzieję, że nie trafi przez ze mnie teraz do Wariatkowa.
***
W tym
samym czasie Bonnie, nadal była w szoku. Jednak był on już mniejszy. To, że jej
przyjaciółka, (Można powiedzieć) zmartwychwstała, zwaliło ją z nóg. Uważała
Nell za martwą, a ta magicznie pojawia się w Nowym Orleanie, gdzie mieszka,
gdzie studiuje.. To dla niej dziwne. Jednak też ją zainteresowało, bo może
jednak o niej nie zapomniała, tak jak sądziła. Tylko, dlaczego teraz? Po tym jak
uciekłam z parku i to w wampirzym tempie, utwierdziło Bonnie w przekonaniu, że
jestem wampirem. Ale chyba nie chciała dopuścić myśli, że to przez to uciekłam.
Siedziała
w pokoju Pierwotnego i spoglądała w dal. Obok niej siedział Kol. Nie bardzo
wiedział, dlaczego Bonnie tak się mną załamała. Po niespełna dziesięciu minutach
z pod jej powiek popłynęło kilka łez. Stało się tak ponieważ, Bonnie
przypominała sobie każde wspomnienie związane ze mną. Były to łzy szczęścia, dlatego, że wróciłam i
łzy smutku, ponieważ wspomnienia z wydarzeń zaraz po mojej ucieczce powracały
ze zdwojoną siłą.
Kol
zaniepokojony całą tą sytuacją, odwrócił Bonnie tak, że patrzyła Prosto w jego
oczy sprawiając też, że obudził ją z transu.
-
Bonnie, powiesz mi w końcu, kim była tamta dziewczyna?
Zapytał
łagodnie, a ta wybuchła płaczem. Reakcja Pierwotnego była natychmiastowa.
Przysunął ją jeszcze bliżej siebie, przytulił i zaczął gładzić po włosach,
wyszeptując jakieś słowa na uspokojenie.
-
Ja…ona była… - Próbowała powiedzieć, ale nie była wstanie uspokoić się na tyle
by sformułować choć zdanie –
Przepraszam…
Spojrzał
na nią i pomyślał, że jutro wszystko mu powie. Kimkolwiek była ta dziewczyna
sprawiła, że Bonnie potrzebowała odpoczynku bardziej niż zwykle.
Spojrzał
na Bonnie jeszcze raz i zobaczył, że zasnęła. Wziął ją delikatnie na ręce i
położył na swoim łóżku przykrywając ją kocem. Następnie usiadł w fotelu,
obserwując czarownicę.
***
Położyłam
się na swoim łóżku i patrzyłam na sufit. Katherine wyszła przed chwilą, mówiła,
że ma jakieś spotkanie o dwudziestej pierwszej. A była dwudziesta trzydzieści.
Nie była wylewna. Jak zwykle zresztą. Ja
też nie należałam do gaduł. Ale gdzie mogła pójść?
***
Katherine
skierowała swój wzrok na wielką wille Mikaelsonów i podszedła bliżej.
Wiedziała, że Nell wścieknie się, kiedy dowie się gdzie idzie. A ona musiała
wyjaśnić Bonnie wszystko. Wiedziała, że Nell będzie teraz raczej siedzieć w
domu i unikać Bonnie. Katherine znała ją najlepiej, zaraz po Bonnie. Wiedziała
też, że Nell boi się ją zranić. Sama nie przepadała za mulatką, ale robiła to
dla niej. Sama nie wiedziała, dlaczego. Być może przez nią zmieniła swe serce
na tyle by móc pomagać. Jednak ona wiedziała coś, czego nawet, Bonnie nie
wiedziała o Nell. Mianowicie to, że tak naprawdę to nie nazywa się tak jak się
przedstawia. Sama też nie wie, że Katherine się o tym dowiedziała. Tak naprawdę
nazywa się Claudia Lydia Clarissa La Grey. Długie
i bardzo przypominające jej dawne życie, dlatego po powrocie z domu dziecka
zmieniła na Nell Pierce. Teraz ona musi pomóc jej, naprawić to, co zepsuła. Dlatego
stoi teraz przed domem Mikaelsonów. Katherine ruszyła do drzwi i delikatnie zapukała.
Mieszkańcami domu były same wampiry, więc, długo czekać nie musiała. Po kilku
sekundach drzwi otworzyły się a za nimi stał nie, kto inny jak Klaus. Był
ubrany w jeansy, czarną koszulkę i skórzaną kurtkę. Nie miał zadowolonej miny,
kiedy ją ujrzał.
-
Czego chcesz? – Zapytał oschle, Katherine się go nie bała, więc uśmiechnęła się
arogancko.
- Czy
zastałam twojego kochanego braciszka?
-
Elijah wyszedł kilka godzin wcześniej, jeśli chciałaś się z nim spotkać to
trzeba było łaskawie przyjść wcześniej.
Westchnęła
zażenowana.
-
Chodzi mi o tego drugiego, bardziej porywczego i aroganckiego. – Wyjaśniła, a
on spojrzał na nią podejrzliwie.
-
Jest na górze – Ale za nim weszła, on zagrodził jej przejście, odsunęła się o
krok – Czego od niego chcesz?
Zapytał
się jeszcze raz. Katherine wahała się nad odpowiedzią. Powiedzieć prawdę czy
skłamać?
-
Sprawy mojej przyjaciółki – Powiedziała on spojrzał na nią jakby była jakimś
zjawiskiem
paranormalnym
– Nie twoja sprawa, a teraz sorry, ale muszę przeprowadzić trudną, delikatną i niebezpieczną
konwersację z twoim ździebko agresywnym braciszkiem i ujść z tego cało.
Po
tych słowach, odsunęła zdezorientowanego mieszańca na bok i weszła do wielkiej
rezydencji. Uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją i weszła do holu, a z holu
po schodach do góry. Poszukała pokoju Kola i zapukała. Usłyszała tylko krótkie:
Proszę. Weszła i zobaczyła przed
sobą Kola i Bonnie. Patrzyli na nią ze zdziwieniem.
-
Jestem tu ze sprawą Nell. – Wyjaśniła szybko uprzedzając ich pytania, po czym
usiadła na fotelu.
- Ale
ty jej nawet nie znasz. – Powiedziała z niedowierzaniem czarownica. Katherine uśmiechnęła
się przebiegle.
- I
tu jest błąd, droga Bonnie.
- Co?
- A
to, że pani Pierce jest także moją przyjaciółką.
Patrzyła
teraz, jaka będzie jej reakcja, wiedziała, że nie powiedziała jeszcze nic Kolowi.
Nie lubiła jej więc wyraz twarzy Bonnie, wywołał u niej jeszcze większy uśmiech
samozadowolenia. Ale nie miała za dużo czasu, więc od razu przeszła do sedna
sprawy.
-
Słuchaj – Zaczęła, a mulatka zaczęła ją obserwować - Ty też, zgaduję, że mała
wiedźma jeszcze nic nie mówiła – Skierowała te słowa do Kola, który wcześniej
tylko obserwował całą scenę.
- A
więc – Zaczęła opowiadać jej całą historię, a na koniec powiedziała –Musisz jeszcze
wiedzieć, że Nell nie jest tym, kim ci się zdaje, chodzi mi o przeszłość. A
teraz wybacz, ale muszę lecieć.
Po
tym w wampirzym tempie wybiegła z pokoju.
- Ja
też muszę już iść, dzięki Kol jeszcze się odezwę – Powiedziała, dała mu jeden
pocałunek i też wyszła.
______________________________________________________________
Widzę,
że nikt nie komentuje. Szkoda. Wiem, że super nie piszę, więc ich nie oczekuję no i skoro nikt mnie nie lubi to trudno.
Jeśli macie jakieś propozycję, albo pytania to piszcie.
Do
Napisania J :*
Zaczęłam czytać tego bloga dzisiaj, więc komentuję na tym rozdziale :) Po pierwsze: jesteś genialna!
OdpowiedzUsuńPo drugie: świetnie piszesz i pisz tak dalej!
Po trzecie: Zyskałaś stałą czytelniczkę :3
Jestem ciekawa, co będzie dalej :)
Pozdrawiam i życzę weny!!! :D
Dzięki bardzo, naprawdę :)
Usuń