czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 2

Czy myślicie, że kiedyś przestaniemy cierpieć? Ja nie chyba, że pod koniec naszego życia, kiedy znamy spokój. Ja wiem też, że nie można szybko przebaczać, chyba, że jest to ktoś naprawdę bliski. Po prostu nie potrafiłbym wtedy przetrwać. To wyniszcza mnie od środka. Zdrada, żal, śmierć to wszystko wokoło mnie, nikomu nie ufam chyba, że mam całkowicie stuprocentową pewność, że mnie ta osoba nie zdradzi. Nie rozumiem wielu rzeczy, ale jeśli chodzi o coś takiego jak rodzina-trzeba uważać. Łatwo zranić i stracić, ale gorzej odzyskać i pomóc. Nie, którzy, tak jak ja są bardzo nieufni, boją się przywiązać, boją się stracić i stać się zranionym przez wieki. Wiedziałam, że Bonnie ma silną psychikę, dlatego nie bałam się odejść, wiedziałam, że się podniesie miała też innych przyjaciół. Przez te wszystkie lata zdążyła zapomnieć o mnie i wyleczyć się ze smutku. Teraz się waham, co jeśli wrócę i zburzę jej nowe życie? Co jeśli na nowo się załamie, dopiero, co zaczęła układać sobie życie. Przez wszystkie te lata była jeszcze wplątana w konflikt z nadprzyrodzonym światem. Zaczęła studiować, bawić się... Ale nawet, jeśli ja się nie pojawię to, kto ją ostrzeże? Wiem, że ją śledzą podsłuchałam Marcela, mają śledzić ją, Stefana, Katherine i Caroline. Wiedzieć, kto jest im bliski, ale nie wiem, dlaczego oni? Myślałam, że nienawidzą Pierwotnych i nawzajem. Ale skoro tak to muszę ją ochronić, nie zamierzam jej stracić ponownie. Ale z każdym dniem w Nowym Orleanie, zaczynam się wahać. Zastanawiam się czy tylko nie pogorszę sprawy pojawiając się na nowo w jej życiu. Wtedy w barze, byłam przekonana, że się nad sobą użalam, a tu proszę! Po prostu siedzę teraz w moim niebiesko-czarnym pokoju i leże bez ruchu jak by zależało od tego moje życie, a pokój jak to pokój jest urządzony w klasyczny sposób, łóżko pod ścianą z baldachimem. Małe okno po prawej, od lewej jeszcze kilka komód i tyle. Miałam ochotę wyjść i zabić kilka osób, ale już piłam z torebki, po wczorajszym "użalaniu się " nad sobą w barze nie spałam dobrze. Ale nie było aż tak tragicznie żebym chciała się zabić. Myślałam tak jeszcze przez chwilę, kiedy ktoś zapukał do drzwi mojego domu. Dziwne, bo jeszcze nikogo nie znałam. Podniosłam się z łóżka i szybkim krokiem podeszłam do białych drzwi z zamiarem ich otwarcia. Kiedy je otworzyłam zobaczyłam kogoś, kogo zupełnie się teraz nie spodziewałam.

- Witaj, Nell.

Katherine przywitała się ze mną, jakbyśmy dopiero, co zostały przyjaciółkami. Uśmiechnęła się przebiegle. Była ubrana na czarno, jak zwykle zresztą. Lubiłyśmy się do czasu, kiedy to przez nią musiałam uciekać. Stała się na powrót suką.

Odsunęłam się i otworzyłam drzwi na oścież, aby mogła przez nie przejść. Uśmiechnęła się szerzej i weszła.

- Czego chcesz? - Zapytałam - Myślałam, że zostałaś w Mystic Falls.

- A jak myślisz? - Zapytała słodko.

Miałam jej czasami dość. Usiadła na moim łóżku. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi czekoladowymi oczyma jakby na coś czekała, a ja miałam wiedzieć, na co. W końcu zrozumiałam. Co Katherine miałaby robić w Nowym Orleanie? Przecież z tego, co wiem Oni wrócili. A ją i ich najstarszego brata łączyły bliskie stosunki.

- Elijah i Pierwotni. - Powiedziałam w końcu oschle - Jakim cudem Klaus nie chce Cię zabić? Po tym, co było w Mystic Falls.

- Przeszło mu. - Odpowiedziała. Cały czas się w nią wpatrywałam. Skoro jest tu dla Elijah'a to, czego mogła chcieć ode mnie? Miała wszystko. Kochanków na całym świecie, kilkoro przyjaciół, Pierwotnego... A co miałam ja, czego chciałaby ona? Nie mam pojęcia.

Wstała z łóżka, podeszła do jednej z moich komód odwracając się tyłem do mnie.

- Jesteśmy nadal przyjaciółkami, prawda? - Zapytała łagodnym tonem. Szczerze nie spodziewałam się tego pytania, w sumie zawsze ją lubiłam. Czasami mnie wkurzała kiedy chodziło o "jedzenie", ale tak to traktowałam ja jak siostrę. Mimo wszystkiego, co zrobiła, ja zawsze z nią byłam, a ona ze mną. Bez wahania odpowiedziałam.

- Oczywiście, że tak. - Ale dlaczego o to pytała - Dlaczego pytasz?

Odwróciła się do mnie i podeszła bliżej mnie.

- Wiem, że z tą wiedźmą Bennett się przyjaźniłaś. - Powiedziała po chwili. Spojrzałam na nią podejrzliwie, nie wiedziałam w tej chwili, o co jej chodzi. Mówiłam jej, że to przez to opuściłam Mystic Falls, bo nie chciałam jej skrzywdzić.

- Tak i co?

Spojrzała na mnie.

- Lubisz Pierwotnych? - Zapytała.

- Co to za pytanie?

Naprawdę nie wiedziałam teraz, o co jej chodziło. Co to ma wspólnego, z Bonnie?

- Pytałam czy ich lubisz? - Zapytała Katherine - Chciałabym to wiedzieć za nim coś ci powiem.

Wyjaśniła.

- Sama nie wiem jeszcze ich za dobrze nie znam.

Odpowiedziałam w końcu. Ale dlaczego o to pytała? Może Bonnie im coś zrobiła? Wiem, że Caroline, jej przyjaciółka, jest obecnym obiektem westchnień Klausa. Ale, halo?

Bonnie chyba nienawidziła wszystkich pierwotnych. Finn, Klaus, Rebekah, Elijah, Kol. No może Elijah'a nie. Ale co jeśli...

- Bonnie łączy, taka jakaś specjalna... - Spojrzała na mnie - Więź z jednym z Pierwotnych.

Stałam jak wryta. A więc jednak ich lubiła. Katherine cały czas się we mnie wpatrywała, czekając na moją reakcje. To, co usłyszałam, kompletnie mnie zaskoczyło.

- Jaka więź? - Zapytałam, każdy z Pierwotnych miał serce skute lodem, przez wieki. Tak myślałam, każdego, kogo spotkałam mi tak mówił. Ale jeśli oni się zmienili? Zaczęli czuć?

Mówiono mi, że każdy z nich jest bezwzględny, bezduszny itp....

Ale jeśli, to, z którym się zaprzyjaźniła?

- Myślę, że powinnaś o tym nią porozmawiać. – Powiedziała – Ja się wole w to nie mieszać. Dużo się tu działo.

Zamyśliłam. W sumie to miała racje. Jestem tu od kilku dni i nadal się z nią nie spotkałam. Wiem gdzie mieszka, gdzie studiuje, gdzie zwykle chodzi. Nigdy jednak się z nią nie spotkałam. Jezu, to już z tyle lat.

- Wiem, ale… - Urwałam, spuściłam głowę, sama nie wiedziałam, dlaczego jeszcze się z nią nie spotkałam. Katherine czekała aż coś powiem. Kiedy jednak się to nie stało…

- Może pójdziemy się przejść? – Zapytała, zmieniając temat. Podniosłam głowę i na nią spojrzałam.

- Chce ci się iść z nudną, ponurą, mającą, doła dziewczyną? – Zapytałam. Zaśmiała się, ale nie arogancko, jak zwykle, ale po prostu ją rozbawiłam.

- Czemu nie?

Uśmiechnęłam się szeroko, sama miałam wychodzić, kiedy nagle się pojawiła.

- To idziemy podbić świat!



Powiedziałam dosyć głośno. Wzięłam komórkę ze stolika nocnego i wraz z Katherine udałam się za drzwi.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wreszcie dodaję! Skończyłam dopiero teraz. Jeśli ktoś czyta, to musi uzbroić się w cierpliwość. Mam dużo nauki. Mam nadzieje, że się podoba, bo mnie osobiście nie. Uważam to za badziewie.

Do napisania J ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Nielivka